10 zasad jedzenia intuicyjnego – praktuję je od 6 lat. Moje doświadczenie
Dzisiaj opowiem ci o 10 zasadach jedzenia intuicyjnego.
Mówi się, że nie do końca powinno się je nazywać zasadami, ale ciężko znaleźć odpowiednie określenie. Ja je nazywam filarami. Niektórzy ludzie mówią o pryncypiach, inni o elementach. W pewnym sensie to jednak są zasady, bo wszystkie z nich trzeba w jakimś stopniu wprowadzić w życie, żeby mówić o jedzeniu inuicyjnym. Nie można sobie wybrać, co się podoba.
Każdy z elementów ma swój umowny numer. Nie ma konieczności by stosować je po kolei, ale jednak 4 ostatnie mają sens dokładnie w takiej kolejności jak są podane. A już 2 ostatnie naprawdę powinny być na końcu. Jeśli nie posłuchamy tej rady, to zrobimy z tego dietę. Ja zrobiłam i to nie jeden raz, dlatego przestrzegam przed kombinowaniem. Wierzę że ty jesteś roztropniejsza ode mnie, ale i tak nie warto ryzykować. Struktura ma sens, nawet jeśli tego na pierwszy rzut oka nie widać.
10 zasad jedzenia intuicyjnego
Jeśli nie masz ochoty czytać, tutaj możesz obejrzeć film – idź do filmu
Zasada 1. Pozbądź się mentalności dietetycznej
Zasada 1. Pozbądź się mentalności dietetycznej. Od czasu gdy odkryłam jak wielką moc ma ta prosta zasada, stała się moją ulubioną. To jest prawdziwe psychologiczne arcydzieło. Gdybym nie widziała na własne oczy, jak wielkie zmiany zachodziły u kobiet po wprowadzeniu tylko tego filaru, pewnie bym nie uwierzyła.
Od razu uprzedzam, to nie jest tak, że się tę zasadę wprowadzi dzisiaj i już można się jutro brać za następne. My możemy ją poznać i jakieś jej elementy wprowadzić w życie, ale ona zakorzeni się tak na 100% dopiero z czasem. Zawsze mam wrażenie, że ją stosuję w całości, a potem obejrzę jakiś nowy dietetyczny hit i zaczynam się nad nim zastanawiać. Czy ja aby nie powinnam jednak być na diecie ketogenicznej, albo wegańskiej? No nie powinnam, ale co zrobić, jak się czasami nie pilnuję i oglądam co mi tam YouTube podsunie. Później z tego powodu na chwilę głupieje.
Zasada „Pozbądź się dietetycznej mentalności” ma nad nami zaskakującą moc i jest niezbędna. Bez niej nie będzie jedzenia intuicyjnego. Dopóki wierzysz, że kiedyś jeszcze przejdziesz na dietę, tę idealną dla ciebie, która w końcu zadziała, skoryguje twoje codzienne błędy i zaniedbania, to nie masz potrzeby zająć się codziennością. Po co robić każdego dnia małe, niezmieniające życia, nudne kroki, skoro można przez miesiąc, albo dwa, popracować raz a dobrze i poczuć znaczącą zmianę. Kto się będzie zajmował drobnicą. Że ja niby będę pić kawę z mlekiem kiedy mam prawdziwą chęć a nie z nudów, a deser to sobie zachowam na te chwile, kiedy mi sprawi największą radość, a nie zjem bo jest. Albo zamiast zjeść wszystkie frytki to zostawię kilka sztuk, skoro już nie mam apetytu. A może zamiast znów odpoczywać siedząc na telefonie, tym razem posprzątam. Co za bzdury, co to da. Też tak myślałam, ale wiesz co, jak to mówią ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka. To właśnie to drobne codzienne gesty liczą się najbardziej, nie okazjonalne zrywy.
1 filar tłumaczy prostą prawdę. Zamiast zaciągnąć kolejny kredyt na rozrzutne życie, naucz się planować wydatki i żyć tak jak cię stać. Albo dorabiaj. Analogicznie, zamiast liczyć na nową dietę, naucz się planować żywienie. Skutki diety jak i kredytu są kosztowne. A najdroższe to są chwilówki brane w różnych instytucjach. Internet pokazał mi, że odsetki rzeczywiste takiej chwilówki mogą wynieść nawet 300%. Przy szybkich dietach też są takie odsetki tylko w postaci jojo.
Filar 1 odcina od odkładania pracy na później i od wymówek. W zamian ułatwia pracę nad sobą, wpływając pozytywnie na psychikę i na ciało. Ten filar wiele razy uratował mi tyłek i ustawił do pionu. Lubię go tym bardziej, że jest mocno zakorzeniony w psychologii żywienia. Odbiera nam głupie wymówki, wygrywa wszelkie logiczne potyczki. Kiedy się zaczynam z nim targować to nie mam szans. Bo czym wytłumaczę to, że się dzisiaj jeszcze nawtykam ,aż nie będę mogła oddychać. Jak zracjonalizuję brak porządnego posiłku i najedzenie się byle jakimi przekąskami. Potrafię sobie nieźle kłamać, ale pewnej ilości kitu, w obliczu twardych faktów, nawet ja nie jestem w stanie przetrawić.
Odrzucamy mentalność dietetyczną również po to żeby już nie wpadać w pułapkę – tu sobie schudnę a tu znowu przytyję, aż w rezultacie ważę więcej niż kiedykolwiek. A przecież cały czas jestem na diecie albo straszę się dietą.
To może Cię zainteresować:
Co to jest jedzenie intuicyjne? Informacje prosto ze źródła
Zasada 2. Doceniaj swój głód
Z głodem możemy być pewni jednego. Zawsze wróci. A jak się go nie zaspokoi, to będzie tak długo wiercić dziurę w brzuchu, aż zaczniemy jeść. A im dłużej zwlekamy, tym więcej zjemy.
Na ten fizjologiczny głód reagujemy zapewniając ciału wystarczająco dużo energii i węglowodanów. Tak, wiem, akurat ten element jest teraz niemodny ale cóż, ciała raczej nie idą z duchem czasu.
Żeby się udało zachować jakikolwiek umiar w jedzeniu, trzeba się zmobilizować do regularnego zaspokajania fizjologicznego głodu. Inaczej po umiarze zostanie tylko wspomnienie. To między innymi z powodu ignorowania głodu, z czasem tracimy zdolność normalnego żywienia. Jeśli od dłuższego czasu objadamy się właśnie z powodu wcześniejszego wygłodzenia, tyjemy, i wtedy trudno jest zaufać sobie, jedzeniu i ciału.
Trzeba od nowa nauczyć się jakie są sygnały biologicznego głodu i zacząć je doceniać. Za każdym razem gdy głód fizjologiczny się pojawia, jemy. W ten sposób odzyskujemy utracone zaufanie. Nie ma, że ma się okno żywieniowe, o tej godzinie się nie je, jest się w trasie i nie ma nic do jedzenia, albo lepiej, nie zrobiło się zakupów, bo jak w domu zabraknie gotowego jedzenia to nie będzie kusiło. Największy hit, jeśli nie wezmę ze sobą obiadu to nie zjem. Kto nie próbował. Ja sama prędzej wyjem zabielacz do kawy albo stare landrynki niż wytrzymam z głodem.
Dlatego zawsze mamy mieć dostęp do pożywnego jedzenia i jak się pojawi fizjologiczny głód to je zjemy. Trzeba sobie zapewnić takie warunki, by to było zawsze możliwe. A jeśli nie jest, to się nauczymy głodem zarządzać, by się pojawiał wtedy gdy jest przerwa na jedzenie. Głód da się wyregulować pod warunkiem, że w ciągu dnia będzie wystarczająco dużo jedzenia. Gdyby nie było, to można być pewnym, że pojawią się męczące myśli o jedzeniu, chęć na słodycze i nocny napad na lodówkę. Lepiej zapobiegać, niż później się z tym zmagać.
Każdorazowe zaspokajanie głodu daje nam w prezencie kilka godzin pełnej koncentracji na życiu. To buduje też zaufanie do ciała, że wie co robi, zaufanie do samych siebie, że wcale nie mamy problemu z utratą kontroli i do jedzenia, że ono nie ma nad nami mocy.
Zasada 3. Pogódź się z jedzeniem
Nic nie jest zakazane, no chyba że masz alergie. Jest taka niepisana zasada, czego sobie zabraniasz tym się objadasz. Nigdy nie piekłam tylu ciast, co na diecie keto! Taki paradoks. Jak czegoś sobie zakazujemy, automatycznie nadajemy temu specjalną moc i wyjątkowe właściwości. Owoc zakazany kusi z natury, bo jest zakazany, wiadomo. Ale tutaj do tego kuszenia dochodzi pewna psychologiczna pułapka. Skoro nie wolno, to pewnie produkt jest wyjątkowo smaczny. Wiele upragnionych, wytęsknionych pokarmów w pierwszej fazie jedzenia intuicyjnego wydaje się pyszna. To wrażenie jest bardzo ulotne. Jak coś już nie jest zakazane, smak nie może nas więcej zaskoczyć. A to w tym elemencie zaskoczenia i niedostępności jest najwięcej przyjemności.
Kiedy coś jest zabronione, wywołuje to uczucie niedoboru, co zamienia się w silne pragnienie. Jak już się spróbuje choćby troszeczkę, to ciężko się zatrzymać. Często kończy się to przejedzeniem i poczuciem winy. Jak już się na to rzucimy, wyrzuty sumienia wymuszają postanowienie poprawy w przyszłości. Ale nie tak szybko. Zanim przejdzie się na następną dietę, to oczywiście trzeba się tego wszystkiego najeść na zapas. Nazywamy to ostatnią wieczerzą. Ona może trwać jeden weekend albo kilka lat. Jemy jakby jutro miało jedzenia zabraknąć. Wizja nadchodzących ograniczeń wywołuje strach, złość, pragnienie, zniecierpliwienie, ale też i dreszczyk emocji przy planowaniu tej ostatniej rozpusty. Nic dziwnego, że mając takie doświadczenie boimy się tych pokarmów. Myślimy, że smaczne rzeczy muszą prowadzić do utraty kontroli ale przy normalnym żywieniu tak się nie dzieje.
Musimy się nauczyć jak nie tracić gruntu pod nogami przy smacznym jedzeniu, a gdyby się zdarzyło przejeść, jak nie ulegać wyrzutom sumienia i nie wpadać w czarną odchłań. Nie wszystko co wygląda ładnie jest smaczne. Dodatkowo, jeśli nie mamy potrzeby jedzenia, to też raczej nie będziemy czuć przyjemności. Dlatego od jedzenia nie należy uciekać, tylko trzeba je uczynić neutralnym.
Zasada 4. Nie daj się Dietetycznej policji.
Żeby docenić głód i pogodzić się z jedzeniem, trzeba się pozbyć z naszego życia posterunku policji dietetycznej. Policjanci są wszędzie, gdzie się nie obejrzeć, ale ci najgorsi mieszkają w naszej własnej głowie. Taki policjant pilnuje żebyśmy jedli jak najmniej. Za więcej spożytych kalorii grozi kara wiecznego poczucia winy.
I tak, jeśli zje się niewiele, można być z siebie dumnym. To się nazywa silna wola. Natomiast przy przekroczeniu limitu, od razu odzywa się wewnętrzny policjant. On przelicza kalorie, gramy tłuszczu albo węglowodanów i grozi konsekwencjami. Już wiadomo, że ten dzień jest zmarnowany. Czasami taki policjant siedzi w ciele bliskiej osoby, dietetyka, trenera, twarzy z mediów społecznościowych, koleżanki. Reguł, których nie należy przekraczać jest tak wiele i są one tak irracjonalne, że my już się niemal budzimy z myślą, że coś przeskrobaliśmy. Może po prostu za późno wstaliśmy i nie da się już z rana wyrobić kroków, i trzeba będzie podjechać samochodem albo autobusem. Siedzimy tak cały dzień i się zadręczamy. Ciężko już nawet powiedzieć, które pokarmy są dobre, a które złe.
Z tą policją nie jest łatwo, bo ona działa na dwóch frontach.
- Trzeba się nauczyć przeciwstawiać tej siedzącej w głowie, żeby nie osądzać swoich decyzji żywieniowych i uciszyć ten przeklęty głos ciągle nas oceniający.
- Trzeba też wyznaczyć granice swojemu otoczeniu i wiedzieć jak ich bronić, bo ludzie lubią zaglądać innym do talerza i komentować, szczególnie ci co mają problemy z własnym jedzeniem i ciałem.
Dzielenie jedzenia na dobre i złe bardzo spłyca i wypacza znaczenie odżywiania. Czasami to „złe” jedzenie jest jedynym jakie człowiekowi wolno jeść bo np. musi być na diecie lekkostrawnej. I co wtedy, jak się przełamać do jedzenia tego, co niedawno było niezdrowe?
Żeby naprawdę móc jeść intuicyjnie trzeba mieć poczucie, że żaden wybór nie będzie osądzany. Jedzenie nie ma wartości moralnej, co najwyżej można mieć po nim zgagę, mdłości, niestrawność. No ale to już samo daje informację zwrotną, nie trzeba policjanta stojącego na straży właściwego działania. Jak się objesz to skup się na fizycznym dyskomforcie i wyciągnij wnioski. Nie dorabiaj do tego ideologii.
Zasada 5. odkryj radość z jedzenia
Jedzenie daje nam przyjemność. Człowiek nigdy nie jadł tylko dlatego, żeby uciec od niewygody związanej z głodem. Gdyby tak było, to byśmy nie przetrwali. Gdyby nie było przyjemności z najadania się na zapas po okresie głodu, to jakbyśmy zbierali cenną tkankę zapasową? Oczywiście w dzisiejszych czasach nie ma zagrożenia głodem ale mechanizm został ten sam. Głodni odczuwamy ogromną przyjemność z jedzenia. A co my sobie robimy? Głodzimy się, a potem wielkie zdziwienie, że mamy chęć się opychać do oporu. Przecież to całkiem normalna reakcja na niedobór pożywienia.
Dlatego do takich ekstremalnych sytuacji lepiej nie doprowadzać. Przyjemność i satysfakcję z sytego posiłku mamy mieć codziennie. Może nie da się jej osiągnąć podczas każdego posiłku bo bądźmy szczerzy, czasami spieprzymy obiad, coś nie wyjdzie albo na stole jest nie do końca nasze ulubione jedzenie. W takich sytuacjach można zauważyć, że się pojawia chęć dojedzenia czymś smacznym, jakimś deserem, nawet jeśli się nie jest głodnym. To z powodu braku satysfakcji po posiłku. Jak jej nie ma, to się szuka czegoś pysznego, wisienki na torcie. Jak się człowiek ogranicza i stosuje wybitnie zdrową dietę, która nie smakuje, no to ma się wrażenie że jakby się nie kontrolowało, to by się jadło słodkie na okrągło. To normalne. Skoro nie ma satysfakcji z posiłku, jest chęć na dojadanie słodkim, albo słonym. Jedni wybiorą słodycze a inni chipsy, krakersy, słowne orzeszki, ser dojrzewający.
Nam się wydaje, że niesmaczne pokarmy zniechęcą nas do jedzenia, ale jest dokładnie odwrotnie. Jesteśmy niezadowoleni i podjadamy. Powtarza się ten sam schemat. Mamy ochotę na ciasto a jemy marchewkę. Zamiast tostów z serem zapychamy się waflami ryżowymi. I tak możemy cały dzień szukać jedzenia, żeby oszukać swoje pragnienie. Nieraz zjemy dużo więcej niż gdybyśmy pozwolili sobie na to, na co faktycznie mieliśmy ochotę. Zasada jest taka, że jak czegoś nie lubimy to tego nie jedzmy, ale jak mamy coś bardzo smacznego to się tym rozkoszujmy, nie połykajmy bezmyślnie, robiąc coś innego, tak że przegapiamy całą przyjemność.
Jeśli w przyjemnych okolicznościach, z głodu zjemy coś, co daje przyjemność, to w ogromnym stopniu wpłynie na nasze zadowolenie z życia. Łatwiej jest też skończyć posiłek w komfortowym momencie, jeśli wiemy, że to nie jest jedyna szansa na przyjemność. Można nawet zostawić część porcji na talerzu bo jedzenie poza komfortowe nasycenie nie daje już radości.
Zasada 6. Poczuj sytość
Ta zasada zasada zależna jest od wcześniejszych zasad. Najpierw trzeba jeść z głodu, żeby móc poczuć sytość. Żeby docenić sytość i ją uszanować, trzeba mieć też pewność, że nie czeka na nas kolejna dieta, że smaczne jedzenie które akurat spożywamy będzie dostępne w przyszłości, i że to co jemy jest satysfakcjonujące, daje przyjemność. No i oczywiście nie odzywa się policjant, mówiący „jesz za dużo”, „zjedz sałatkę a nie kanapkę” itd. Wyrzuty sumienia mogą uniemożliwić zjedzenie tyle, ile się naprawdę potrzebuje i potem się będzie chodzić i dojadać, albo jak przekroczymy choćby o jeden kęs dozwoloną porcję, to popłyniemy i ciężko się już będzie zatrzymać.
Nie można skończyć posiłku w komfortowym miejscu, jeśli boimy się, że później nie będzie już okazji by się najeść, albo że nie będzie smacznego jedzenia. Żeby przestać jeść, trzeba mieć poczucie bezpieczeństwa, że jak się zgłodnieje to za będzie można znów coś dobrego zjeść.
Wiemy, że przyszła sytość bo po pierwsze nie czuć już dyskomfortu jaki był wcześniej, nie mamy też zwykle apetytu by kontynuować, a jedzenie nie smakuje już tak dobrze jak na początku. Sytość nie przychodzi dlatego, że wypełniliśmy żołądek jedzeniem. Nie jesteśmy bakiem na paliwo, że przestanie się lać jak skończy się miejsce. Można nie czuć w żołądku jedzenia i być najedzonym albo mieć pełny żołądek i nadal chcieć jeść.
My mamy się nauczyć jakie to są sygnały sytości, wiedzieć jak je odczytywać i właściwie na nie reagować. Z czasem rozumiemy, że jeśli nie jesteśmy wystarczajaco głodni to nie wiemy na co mamy ochotę, trudno też przerwać posiłek po nasyceniu. Nic właściwie z tego jedzenia nie ma, żadnej satysfakcji, a człowiek robi się już na tyle wybredny że jednak tej satysfakcji oczekuje. To jest zdrowe zachowanie. W obliczu obfitości jedzenia, mamy być wybredni.
Zasada 7. Bądź wyrozumiały dla swoich emocji
Jeśli nie jemy tego, co chcemy i ile chcemy jedynie dzięki silnej woli, to w trudnej psychicznie sytuacji, z emocjonalnych powodów możemy łatwo stracić kontrolę. Kiedy pojawia się jakiś problem i silne emocje, to cała energia idzie na radzenie sobie z nimi. Mało kto jest wtedy w stanie kontrolować inne rzeczy, które też wymagają dużo energii. Energia to źródło wyczerpywalne. Nie mamy nieograniczonej ilości siły, dlatego trzeba rozważnie korzystać z jej zapasów.
Wszyscy potrzebujemy czasami odwrócić uwagę od problemów, pocieszyć się, wzmocnić, dodać sobie energii. Czasami pomocne może być zjedzenie czegoś pysznego. Nie ma w tym nic złego. Na dłuższą metę ta strategia nie działa, a im większą mamy świadomość ciała, tym działa mniej. Dlatego nie można polegać na jedzeniu, jako na jedynym regulatorze. Jeśli wprowadzimy w życie poprzednie zasady jedzenia intuicyjnego, to budzimy się w świecie gdzie czekolada nie daje przyjemności na zawołanie, bo okazuje się, że jedzenie reguluje tylko głód. Aczkolwiek możemy tego nie akceptować i nadal powielać stare zachowanie, otępiać się jedzeniem. Tylko wtedy wcześniejsze zasady też trzeba będzie zignorować: głód, sytość, przyjemność.
Na dłuższą metę trzeba znaleźć inne sposoby radzenia sobie z emocjami, a niektóre problemy rozwiązywać zamiast uciekania w jedzenie albo niejedzenie. Tylko do czasu będziemy w stanie uspokoić się czymś pysznym. Im więcej satysfakcji mamy w trakcie normalnych regularnych posiłków, tym mniejsza potrzeba, żeby się pokarmem nagradzać albo pocieszać, i mniejsza szansa na odczuwanie przyjemności bez głodu.
Zasada 8. Szanuj swoje ciało.
Akceptujemy swoje predyspozycje genetyczne. Tak samo jak nie staramy się wciskać stopy w but o dwa numery mniejszy, nie próbujemy też zmusić ciała do przybrania kształtu jakiego nie chce. Żeby móc się czuć lepiej we własnej skórze, trzeba wiedzieć że to ciało jest warte szacunku.
Nie da się odrzucić całkowicie mentalności dietetycznej jeśli ma się nierealistyczne oczekiwania względem swojego ciała. Ja np. jako dorosła osoba chciałam ważyć 10 kg mniej niż w 6 klasie podstawówki! Moje marzenie z BMI się zgadzało. Tylko że ocenianie siebie przez pryzmat najmniejszej wagi jaka jest uważana za zdrową nie ma sensu. Bycie bardzo krytycznym względem swojego wyglądu i wiara w realność idealnego ciała nie prowadzi do szacunku i do dążenia do autentycznego zdrowia. My świadomie odrzucimy zdrowe działania na rzecz tych skutecznych. Tymczasem każde ciało, niezależnie jak wygląda zasługuje na to by być poszanowane.
Brak szacunku prowadzi do destrukcyjnych zachowań, za dużo ćwiczeń z nienawiści do siebie albo żadnych ćwiczeń, bo odrobine to nie warto. Za dużo jedzenia, żeby sobie jeszcze dowalić, albo za mało, bo takie ciało to nie zasługuje na dobre traktowanie. Porównywanie się z innymi, albo do siebie z młodości czy też z okresu diety, prowadzi do niechęci do tego co jest tu i teraz. A niechęć do ciała nie może prowadzić do dobrych rzeczy. Nie chce się nam przecież dbać o to, czego nie lubimy, uważamy za stare, brzydkie, nieestetyczne. Trzeba to ciało docenić bez względu na to, jakie jest, co nie zawsze jest proste. Czasami potrzeba przeżyć żałobę za straconymi marzeniami, za ciałem z młodości, za ciałem ze snów. To nie lada wyzwanie bo przecież na okrągło się nam mówi – chcieć to móc. Młode i jędrne ciało jest na wyciągnięcie ręki. I pomimo, że to ciało z marzeń jest raczej wyjątkiem w skali społecznej, to nam się wydaje, że jak go nie ma to jesteśmy gorsze, więc automatycznie to aktualne ciało nie zasługuje na szacunek. Ale z takim podejściem to my tego biednego ciała nigdy szanować nie będziemy, aż kiedyś naprawdę będzie za późno.
Zasada 9. Ruch – poczuj różnicę
Ta zasada nie bez powodu jest prawie na końcu. Żeby ona się udała, to trzeba mieć za sobą wcześniejsze zasady, czyli rzucić ideę diet, reagować na głód i najadać się do syta satysfakcjonującymi pokarmami, pozbyć się wyrzutów sumienia po jedzeniu przez które moglibyśmy chcieć się ukarać i mieć szacunek do ciała. Szacunek musi być po to, by się nie skrzywdzić nadmiernymi ćwiczeniami albo by się nie krzywdzić brakiem ruchu, w myśl skoro się nie odchudzam to nie muszę. Ruch może się stać jednym z narzędzi regulacji emocji, bardzo skutecznym i w odpowiedniej ilości nieszkodliwym.
Rewolucja fitnesowa niektórym dała ruch, a innym go zniszczyła. Ruch zaczął być nudny, nastawiony na realizację celów, zamiast na radość z samego bycia aktywnym. Dla wielu oznacza jedynie karę za bycie grubym, narzędzie tortur, zło konieczne. Co innego ćwiczenia by wymodelować raczej szczupłe ciało, a co innego by utrzymać niską wagę. Choć i tutaj to się też rozmywa. Zaczęliśmy się ruszać przeciwko sobie a nie dla siebie.
Zwykle ćwiczymy będąc głodnymi, na redukcji, albo za karę za zjedzenie zbyt obfitego posiłku. Nie będzie w tym przyjemności. Będzie osłabienie, zmęczenie, ewentualnie zgaga. A naprawdę wszyscy ludzie mają w sobie naturalną chęć ruchu, bo ruch daje przyjemność. W odpowiednich warunkach oczywiście.
Jeśli dzisiaj masz uraz do ćwiczeń albo nie umiesz sobie wyobrazić jak to może być przyjemne, to sobie przypomnij ruch z czasów kiedy nie był przymusem. Jeśli należysz do pokolenia skaczących w gumę, to gwarantuję ci, że tamto uczucie z przeszłości można odtworzyć i teraz. Uczucie już znasz, trzeba tylko przypomnieć sobie wzór na jego wywołanie. Ktoś może nie lubił gumy, jeździł na rowerze, rolkach albo nartach. Wybierz co było bliższe tobie.
Jeśli mi nie wierzysz to przez chwile pomyśl, moje pokolenie z pewnością pamięta wesela, festyny, zabawy, potańcówki, imprezy sylwestrowe. Tam czerwoni na twarzy panowie i panie w każdym wieku wywijali na parkiecie pomimo, że wielu grawitacja nie sprzyjała. Taki wujek Władek, na codzień typ siedzący, kulejący jeśli miałby iść na spacer a na weselu wytańczy wszystkie ciotki. I jak to możliwe, że ludzie nie lubią. No lubią i to jak. Tylko nie 10 przysiadów ale kaczuszki. Nie trucht, a jedzenie pociąg z daleka. Nie sprint, tylko król zawołał woźnicę i żaden nie żaden nie chce karniaczka.
Kiedyś dzieci grały w gumę. Dorośli tańczyli. Ja jeszcze pamiętam jak musiałam wyciągnąć ciężkie metalowe sanki na szczyt górki, po śniegu, w mrozie, żeby zjechać, a potem nie raz walnąć w drzewo, ale to taki szczegół, wypadek przy pracy. Tamto miało sens, taki trening w śniegu, pod górę, jakbym to miała odtworzyć na siłowni na maszynie, w cieple, to bym się chyba załamała. Dzisiaj robimy burpies, deskę, przysiady, i jeszcze 10 powtórzeń bo jak już nie możesz to tylko ci się wydaje, dasz radę. Poźniej na konsultacjach mam młode kobiety mające problemy ze stawami, z ćwiczeń.
Jak sama nazwa tej zasady o ruchu wskazuje, my mamy poczuć różnice ruszając się. Jeśli ćwiczymy coś co pobudzi hormony szczęścia a nie zmęczy i nie znudzi, no to poczujemy się fantastycznie. Może ruch zastosujemy jako narzędzie regulacji emocji i np. pozbędziemy się uczucia pustki. Może to będzie ruch w grupie i poczujemy się częścią społeczności. Po jakimś czasie dojdzie też większa sprawność fizyczna i świetne narzędzie do relaksu albo do pobudzenia.
No ale jak się ma w pamięci tylko katorżnicze treningi i ilość spalanych kalorii to ciężko się skupić na nastroju, zresztą samopoczucie nie jest dobre jeśli się robi nielubianą rzecz. Ruch może być fantastyczny i tego ci życzę.
Zasada 10. Dbaj o zdrowie dzięki łagodnemu odżywianiu
Ta zasada to już wisienka na torcie, jest ostatnia i ma tak pozostać. Jeśli się miało długą historię diet, to zbyt wczesne branie się za regulację jakości jedzenia jest dość śliskim tematem.
Z czasem my się musimy nauczyć wybierać jedzenie z myślą o kubkach smakowych ale i nie zapominając o zdrowiu i samopoczuciu. Jedno nie może i nie musi wykluczać drugiego. Zdrowie nie bierze się z idealnej diety. Tutaj liczy się całokształt, co robimy w dłuższej perspektywie. Jedna przekąska, jeden posiłek ani nawet jeden dzień nie rozwala zdrowia. Skupiamy się na postępie a nie na doskonałości. Odżywianie które jest zdrowe, nie jest narzędziem a raczej celem. Może uda się nam do niego dojść, poprzez cierpliwą pracę i postęp.
Jak już się możesz domyślić, żeby się tą zasadą zająć to trzeba mieć za sobą poprzednie zasady, inaczej się zrobi z tego intuicyjną dietę. A to nie ma nic wspólnego z dietą. Jeśli my liczymy kalorie, węglowodany, punkty to nie ufamy ciału, w gorszych chwilach będziemy mieć napady objadania. A to nie ma na tym polegać. Zaufanie swoim kubkom smakowym i dobre traktowanie ciała, włącznie z aktywnością fizyczną umożliwia jedzenie bez kompromisu przyjemności albo zdrowia.
I to jest 10 zasad jedzenia intuicyjnego. Mam nadzieję, że teraz rozumiesz i będzie ci łatwiej naprawiać swoją relację z jedzeniem. Wypróbuj zasady na sobie już teraz z wyzwaniem jedzenie intuicyjne w 21 dni.
Opinie klientek
Bardzo polecam spotkania z Małgorzatą Akkus – pełne zrozumienia, ciepła i otwartości na problem, a także chęci dzielenia się wiedzą i realnie pomocnym, rzeczowym i normalizującym podejściem do zdrowia, jedzenia i relacji z nim.
Z Małgosią zaczęłam współpracę w styczniu. Był to początek roku z hasłem przewodnim „ nowy rok, nowa ja”. I rzeczywiście tak się stało. Przez ładnych pare lat zaburzenie odżywiania rządziło moim życiem. Odkąd współpracuje z Małgosią nie tylko relacje z jedzeniem znacznie się poprawiły, ale również relacje z ludźmi i samoakceptacja (oczywiście mam jeszcze trochę do przepracowania, ale już nie jestem swoim największym wrogiem). Małgosia jest wspaniałą osoba, przy której można zawsze czuć się swobodnie, trafnie doradza i pokazuje jak jeść intuicyjnie bez żadnych wyrzutów sumienia.Polecam jak najbardziej.Wiem co to znaczy, zniszczyć sobie ładnych pare lat zycia przez diety, zakazy, nakazy i treningi bez końca,bez nadziei, ze kiedyś będzie lepiej. Z jej pomocą widzę ogromny postęp i wiem wyjście z zaburzeń odżywiania jest możliwe. Dziękuje
Z Małgosią, pracuję już pół roku i wiem, że dzięki tej współpracy moje życie zmieniło się i zmienia cały czas na lepsze. Wiem, że zmiana wymaga odwagi ale serio warto! Małgosia jest wspierająca, nie ocenia, mam do niej pełne zaufanie. Widzę też jak lepsze relacje z jedzeniem wpływają na polepszenie w innych sferach mojego życia. Zamiast wydawać kasę na kolejne diety i catering odchudzający lepiej nauczyć się jeść intuicyjnie i żyć pełnia życia bez ciągłego uzależniania poczucia swojej wartości od kultury diet. Dziękuję Małgosiu <3
,, Rok temu trafiłam do pani Małgosi. Był to najgorszy moment w moim życiu. Mając zaburzenia odżywiania,niską samooceną myślałam,że już na zawsze jestem zmuszona być na dietach. Ale to Pani Małgosia pokazała mi,że aby być szczęśliwą nie trzeba być na diecie, że można mieć wysoką samoocenę kiedy zaufa się swojemu ciału i sobie. To Pani Małgosia pokazała mi jak jeść intuicyjnie,jak słuchać swojego ciała i jak je zaakceptować. Polecam z całego serca Panią Małgosię ! Dzięki Pani Małgosi można odzyskać wolność i spokój..i w końcu cieszyć się życiem wolnym od diet, restrykcji, kultury diet.”
„Podziekuję jeszcze raz za twoją ze mną pracę. Odbija mi się to pozytywnie do dzisiaj, pomaga nawigować w różnych rozdziałach pracy pobariatrycznej niesamowicie. Nawet kiedy mam miesiace kiedy jedzenie jest mi zupełnie obojętne bo czerpię przyjemność z czegoś innego itd, to wiem z tyłu glowy, bo przeżyłam i przegadałam z tobą, że jeśli chcę to mogę mieć foodgazmy.[…] Wiem, ze jedzenie intuicyjne czeka i bedzie grane. […] Efekty twojej ze mną pracy są obecne codziennie i codziennie czerpię z nich spokój i pewność.”
Małgosia korzysta z aktualnych wyników badań i danych, które potwierdzają, że życie w zgodzie z ciałem, uważnoscią na jego potrzeby i autentyczne, naturalne działania z poszanowaniem intuicji jedzeniowej czy ruchowej są podstawą zdrowia w ujęciu holistycznym. Jest świetnym przewodnikiem, ciepłym i cierpliwym nauczycielem, wyrozumiałym i troskliwym opiekunem w drodze do odzyskania siebie po latach w tytłania się w kulturze diet, opresji jedzeniowej czy treningowej. W tym pędzącym świecie pełnym perfekcjonizmu, nierealistycznych kanonów piękna czy restrykcji żywieniowych jest ze swoją wiedzą i mądrością (opartą o własne doświadczenia z obszaru relacji z jedzeniem) lustrem, w którym możesz się prawdziwie zobaczyć i usłyszeć. Jest świetnym psychodietetykiem, ktory pomógł mi zobaczyć zaburzoną relację z jedzeniem, z własnym ciałem i z aktywnością ruchową, a także poprowadzić mnie kroczek po kroczku jak uzdrowić i/lub uzdrawiać te obszary. Wspólna praca pozwoliła mi rozpracować i zostawić za sobą kompulsywne jedzenie, nierealistyczne założenia treningowe, wniósł w moje życie odkrycie czym jest mój głód a czym sytość, co faktycznie mi smakuje, czym jest przyjemna aktywność. Do Małgosi trafiłam, gdy po kilkunastu latach prób różnych diet i treningów odkryłam, że to nie może tak być. Człowiek tysiące lat temu nie urodził się z jadłospisem w ręku co ma jeść i kiedy, ani z kartką z rozspiską treningów. Dziękuję Małgosiu za Twój wysiłek i towarzyszenie w tej podróży, za zrozumienie i obecność za każdym razem, kiedy się rozglądam z lękiem. ❤ Polecam współpracę z Małgosią całym sercem!
Konsultacje pomogły mi zobaczyć jak to, co wydawało mi się zdrowymi nawykami żywieniowymi było tak naprawdę restrykcjami. Bardzo podobał mi się praktyczny aspekt konsultacji – eksperymentowanie ze smakami, teksturą, kolorami, poznawanie odczuć głodu i sytości. Czuję się teraz dużo swobodniej jeśli chodzi o moją relacje z jedzeniem i czuję, że mogę ufać swojemu ciału :)
Prace z panią Małgosią zaczęłam rok temu, będąc już tak psychicznie zmęczona nieustannym byciem na diecie, następnie dołkiem z powodu efektu jo-jo, nie wierząc w swoją sprawczość, myśląć i próbująć kontrolować jedzenie i wagę cały dzień.Po roku, czuję się wolna, sprawcza, jedzenie stało się tak normalne i zwyczajne jak oddychanie, ubieranie itd. Zrozumiałam, że ja nie mam problemu z jedzeniem, nie jestem słaba, tylko potrzebuje przyjrzeć się swoim przekonaniom, wsłuchać w swoje ciało. Wiem też, że to dopiero początek, dostałam masę narzędzi i wsparcie, inną perspektywę, reszta należy do mnie. Czuję wdzięczność do pani Małgosi, że towarzyszyła mi w tej ścieżce, i do siebie, że zamiast skupiać się na problemie, wyciągnęłam rękę po pomoc.
Z całego serca polecam Gosię jako psychodietetyczkę! Spotykałyśmy się przez ponad pół roku i każda sesja była pełna merytorycznej wiedzy oraz wsparcia. Gosia uważnie słucha, indywidualnie podchodzi do problemów i świetnie przygotowała mnie na wyzwania związane z jedzeniem intuicyjnym. Dzięki niej zyskałam zdrowe podejście do jedzenia i większą pewność siebie.
Zostaw komentarz