Byłam zgorzkniałą babą

Byłam zgorzkniałą babą, chciałam by inni byli tak samo głodni jak ja i tak samo zafiksowani na punkcie dbania o jedzenie. I tak samo nieszczęśliwi. Najbardziej chyba drażniło mnie to, że nie chcieli.

Ludzie jedli co im się podobało, wszystko czego mi nie było wolno. I tak całkowicie bezwstydnie sobie żyli. Spotykali się na mieście, robili grille,  podróżowali i jedli miejscowe przysmaki. Dlaczego nie mogli napić kawy zamiast śniadania? Drugiej kawy zamiast obiadu? Przecież ona oszukuje głód i da się wytrzymać. Oni zamawiali pizzę, piekli ciasta, jedli kanapki z normalnego chleba ze sklepu. Nie robili 10 tysięcy kroków dziennie. I co dziwne … Ich świat się nie walił. Nawet jeśli nie byli idealni.

A ja? Ja straciłam połowę życia obwiniając siebie za to, że moje ciało nie spełnia nierealistycznych ideałów piękna. Czułam się jak nikt, jak wrak człowieka. Byłam zgorzkniałą babą, która nienawidziła ludzi. W końcu to ludzie mnie skrzywdzili i to ludzie byli najłatwiejszym celem mojej złości.

Z jednej strony wiedziałam że wystarczy kolejna dieta i kolejne wyciskanie potów na macie. Potem chwila dumy i kilka komplementów i znów rozsypka.  Stałam przed lodówką i wyjadałam mrożone ciasto drożdżowe, by mnie nie kusiło jutro. Od jutra dieta.

Zjadłam paczkę chipsów w drodze do domu, by potem nikt nie widział że ja jem takie rzeczy. Nie jem przecież! Nie chcę być oceniana przez pryzmat jednej paczki. Długo zajęło mi później zebranie odwagi by jeść chipsy przy innych ludziach, szczególnie przy bliskich. Tak bezpardonowo otworzyć paczkę i jeść. Myślisz może, że to naprawdę nie jest istotny problem. Czyżby? Chowałam się w kuchni niezliczoną ilość razy by zjeść to, na co miałam ochotę. Tylko że za każdym razem zjadłam więcej niż chciałam, niż sprawiało przyjemność. Poczucie braku i zakazu aktywowało chęć jedzenia więcej, jakby nigdy potem miało już tego nie być. Mówiąc szczerze to miałam przecież rację. Znałam siebie, jeśli uparłam się na dietę to mogłam nie jeść czegoś latami. Latami nie jadłam ziemniaków, wierząc że to one mnie tuczą! Tak mówił Montignac.

Za każdym razem ilekroć słyszę, że wystarczy przestać się objadać, kontrolować się i ruszać, a wtedy wszystko będzie w porządku, to mam ochotę walnąć pięścią w stół. Nie będzie dobrze. Te wzorce zachowania, lęki i pierwotne instynkty które wywodzą się bezpośrednio z restrykcji z poprzednich lat, one nie pozwolą na normalność. Zresztą, jaką normalność. Normalne jedzenie i wymarzona waga zgodna z ideałem kulturowym, nie mogą ze sobą współistnieć. Przynajmniej u większości ludzi. No tak, istnieje jeszcze determinacja i skupienie się na celu. Tak wiem. Można. Ale ja wtedy jestem zgorzkniałą babą, od której lepiej trzymać się z daleka. A może to właśnie od początku o to chodziło? Idealne ciała należy podziwiać z daleka bo są tak drogie, kruche i  rzadkie, że podejście bliżej stanowi zagrożenie dla obu stron.

Piszę ten post nie po to, żeby się nad sobą znęcać ale raczej by pomóc w otwarciu oczu. Wiem, że nie jestem i nie byłam jedyna. Człowiek, który jest stale głodny albo żyje z ciągłym uczuciem niesprawiedliwości ma spore szanse stać się zgorzkniały i nieprzyjemny dla otoczenia. Oczywiście równie dobrze można też odegrać rolę ofiary. Ja mam raczej waleczne serce i gdy trzeba chronić swoje uczucia zamieniam się w słup lodu. Staję się negatywną, złośliwą i zgorzkniałą babą.

Zdjęcie autorstwa Andrea Piacquadio z Pexels

Mam na imię Małgosia, jestem psychodietetykiem i promotorką nauki jedzenia opartego o intuicję, uważność i kompetencje żywieniowe. 

Konsultacje