
Bzdurny mit „bo kiedyś jedzenie było lepsze”, przez który boimy się jedzenia
Mówi się często, że kiedyś ludzie byli szczuplejsi, bo jedzenie było “prawdziwe”. Wierzymy w romantyczny obraz naszych babć karmiących się ekologicznymi jajkami, wołowiną od krów wypasanych na łąkach, szczęśliwym drobiem i różnorodnymi warzywami. Przemilczamy jednak niewygodną prawdę – jedli tak tylko nieliczni, których było na to stać (i tam długo nie było mody na chudość). Cała reszta szczupłość zawdzięczała temu, że była po prostu biedna.
Prawdziwe historie mówią zupełnie co innego niż romantyczna wizja przeszłości zwolenników PALEO, promotorów “prawdziwego jedzenia” czy teamu KETO. Jeśli nasze babki miały jajka, to szły one na sprzedaż, podobnie jak mleko i sery, mięso trafiało na stół, kiedy zwierzę padało, a nawet i wtedy można go było jeszcze odsprzedać ludziom ze wsi. Zależnie od regionu, królowały ziemniaki, buraki, mąka, kasza jęczmienna. Lepiej karmiono konie niż siebie. Ci, którzy mieli pod dostatkiem jedzenia, niekoniecznie byli szczuplejsi – pulchność była symbolem dostatku i powodzenia.
Dopiero w latach 20. i 30. XX wieku zaczęło narastać zainteresowanie „idealnym ciałem” – zwłaszcza wśród kobiet z klasy średniej i wyższej, inspirowane modą, kinem i nowoczesnym stylem życia. Zamożne panie mogły unikać chleba, ziemniaków, cukru które uchodziły za tuczące i „ciężkostrawne”. Cała reszta marzyła o tym, by wystarczyło chleba do wiosny.
Mit w opakowaniu nostalgii
Dlaczego więc tak łatwo kupujemy mit o cudownym odżywianiu naszych przodków, organicznych produktach i niezwykłej jakości jedzenia sprzed dziesięcioleci? Bo jest ładnie opakowany i sprzedany przez media? A może nasza romantyczna dusza szuka pożywki w postaci baśni, w tym jak na historię człowieka – wyjątkowo bogatym – świecie, który z powodu nadmiaru wydaje się taki jałowy? A może po prostu nauczono nas wstydzić się tego, kim jesteśmy teraz, tu, dziś?
Przypomina mi się film „O północy w Paryżu” Woody’ego Allena, w którym znajduje się scena ukazująca uniwersalne ludzkie pragnienie ucieczki od teraźniejszości do wyidealizowanej przeszłości. Główny bohater, Gil Pender, marzy o życiu w Paryżu lat 20., które uważa za złotą epokę. Jednak podczas jednej z magicznych podróży w czasie spotyka Adrianę, kobietę z lat 20., która z kolei idealizuje Belle Époque – Paryż końca XIX wieku. Czy nie jest to doskonała metafora naszego myślenia o jedzeniu? Każda era tęskni za inną.
Nie jesteśmy potomkami ziemian
Nigdy nie interesowałam się historią, ale od kiedy przeczytałam książki „Służące” i „Chłopki”, otworzyłam się na więcej. Pomogło też to, że jestem cebularzem. Po wykupieniu pakietu godzin w aplikacji z audiobookami nie mogłam podarować utraty 7 godzin, jakie mi zostały.
Wybrałam więc lektora, którego bardzo lubię i sprawdziłam, jakich czytanych przez niego książek nie znam. Niestety, tytuły nie były imponujące – przede wszystkim starocie. I tak padło na Tadeusza Dołęgę-Mostowicza i jego książki z okresu międzywojennego. Ach, jak mnie te książki wciągnęły! Wysłuchałam jednej, jej kontynuacji, a później kolejnej. Dyskutując o cudownym jedzeniu naszych przodków, zachowujemy się jakbyśmy wszyscy byli potomkami zamożnych ziemian, z rzeszą służących i paniami domu układającymi menu na cały dzień. A przecież większość z nas wywodzi się z biedoty, która dopiero w socjaliźmie poznała czym jest mięso.
jedzenie naszych przodków nigdy tak nie wyglądało, no chyba żeby zamienić chłopów na ziemiaństwo, ale wtedy obok ryby powinno być też sporo ciasta i alkoholu
Wnioski, jakie mi się po tych wszystkich lekturach nasunęły, są następujące:
Ludzie wcale nie byli lepsi.
Ludzie wcale nie jedli lepiej.
O ile bieda, jakiej dzisiaj doświadczy Polak, który straci źródło dochodu, będzie polegała na zakupie najtańszego chleba i pasztetu zamiast dorsza i awokado, dla Polaka sprzed wojny utrata posady oznaczała głód.
Problemem nie jest jedzenie – tylko nasz stosunek do niego
Problemem naszych czasów wcale nie są węglowodany, wysoko przetworzone produkty, gluten czy laktoza. Problemem jest nasz stosunek do wszechobecnego nadmiaru jedzenia. Żyjemy w epoce, w której jedzenia jest mnóstwo, a my nie potrafimy się w tym odnaleźć.
Najpopularniejszą reakcją na nadmiar stało się odmawianie sobie jedzenia. Rezultat? Ludzki instynkt przetrwania szaleje i doprowadza nas do jedzeniowego obłędu, szczególnie wtedy, gdy kończy się motywacja i siła woli by nie jeść.
Kiedyś ludzie pościli, ale z konieczności, nie z wyboru. Jeszcze 100 lat temu, zanim nastąpił rozwój medycyny, jednym z zaleceń lekarzy było – chorego dobrze odżywić i niech wypoczywa, ciekawe dlaczego. Naturalny post wynikał z biedy, szczególnie na przednówku. Dziś próbujemy ten post romantyzować, czyniąc go świadomym wyborem dla zdrowia.
Jednak nikt z naszych przodków nie odmówiłby sobie jedzenia, gdyby tylko mógł je mieć. Dlaczego my mielibyśmy udawać, że jesteśmy inni? Albo lepiej, stawiać sobie za wzór poprzednie pokolenia i czuć wstyd z powodu swojej własnej słabości. Udajemy lepszych niż jesteśmy, a gdy brakuje siły, czujemy się gorsi, jakby nas jedzenie pokonało, jakby przejęło kontrolę.
Nie ma jednak takiego jedzenia, które z natury powodowałoby utratę kontroli. Przetestowałam tę tezę na wielu skrajnych przypadkach i mam nieodmiennie ten wynik.
To my nadajemy jedzeniu taką moc przez nasz stosunek, nasze lęki, nasze doświadczenia. Nie jest to winą samego pokarmu. Przy odpowiedniej świadomości ciała, wiedzy o odżywianiu i akceptacji dobrobytu możemy zbudować zdrową relację z każdym jedzeniem.
Współczesna bieda nie kojarzy się z głodem
Dzisiejsze czasy są wspaniałe właśnie dlatego, że głód nie jest powszechnym doświadczeniem. Współczesna bieda nie oznacza pustego żołądka, tylko niższą jakość i mniejszą różnorodność produktów. Możemy jedynie pomarzyć o wysoko odżywczym jedzeniu dla WSZYSTKICH. Realistycznie, ile kosztuje zdobycie lepszych składników, czas i energia na gotowanie, dobre garnki i sprzęty kuchenne, wiedza? To utopia myśleć że każdy będzie dobrze odżywiony.
W dzisiejszych wspaniałych czasach nikt nie musi być głodny. Biedni nie kładą się spać z pustymi żołądkami. Stać ich na jedzenie, choćby “plastikowe”. A bardziej zamożni kupią więcej dobrej jakości białka, jedzenie bio i pokarmy wysoko odżywcze.
W głowach nam się poprzewracało, jeśli myślimy, że każdy może mieć dostęp do jedzenia z najwyższej półki. Może to wina okresu socjalizmu, gdzie ponoć każdy miał być równy, a może zmasowanego ataku internetowych twórców zakłamujących rzeczywistość i narzucających poczucie winy wymieszane ze wstydem z powodu niebycia w grupie, którą stać na jedzenie idealne.
Zamiast zawstydzania lepiej sprawdza się świadomość i wybór
Nie ulegajmy wstydowi narzucanemu nam przez influencerów, którzy kreują fałszywy obraz rzeczywistości. Nauczmy się żyć w dobrobycie, bez strachu i lęku przed jedzeniem.
