Ciałożyczliwość Agaty Głydy – moja recenzja
Dla urody trzeba cierpieć, dzieci i ryby głosu nie mają, jak nie boli to nie będzie rezultatów, złość piękności szkodzi, odpoczynek jest dla słabeuszy no i jeszcze co ludzie powiedzą. W takim świecie się wychowałam i kosztowało mnie to sporo wysiłku, żeby o nim zapomnieć. Ciałożyczliwość Agaty Głydy uświadomiła mi jak daleką drogę przeszłam. Zapraszam cię na moją rezencję książki.
Recenzja Ciałożyczliwości Agaty Głydy
Czytając ten poradnik poznasz kobietę, która przeszła swoją własną rewolucję i znalazła spokój. A to daje nadzieję, że taka metamorfoza jest naprawdę możliwa, bez zmiany wyglądu.
Uważam, że obok Obsesji Piękna Engeln Renee powinna stanąć na półce każdej niezadowolonej ze swojego wyglądu kobiety. Dla siebie samej, dla swoich bliskich, koleżanek, dzieci – tych swoich i tych napotkanych w życiu.
Polecam czytać po kawałku, nie duszkiem jak kryminalne historie i gorące romanse. Nie ma po co się spieszyć. Warto brać urywki książki i pozwolić sobie na refleksję. Dać się im ułożyć w żołądku, przespać się z nimi, odnieść do swojego życia.
Ciałożyczliwość Agaty Głydy, której recenzję właśnie czytasz jest poradnikiem ale też i historią nas wszystkich, kobiet którym kazano przede wszystkim wyglądać, zamiast żyć.
Uprzedniotowienie i obsesja
Będzie o usamoprzedmiotowieniu kobiet, pokazaniu nas jako obiekty, które muszą ciągle przepraszać za to, że nie są posągami z Luwru. Od kiedy pamiętam w moim własnym życiu nie było nigdy beztroskiej radości, byłam zajęta wciąganiem brzucha, wstydzeniem się a później złością na to wszystko. Dlatego zawsze lubiłam stare filmy. Czarnobiałe produkcje z dwudziestolecia międzywojennego, filmy z amerykańskich lat 50′ czy też francuskie historie z lat 70′. Oczy ludzi się uśmiechały. Nie twierdzę, że było lepiej, obserwuję tylko radość której ja wychowana w latach 90′ nie zaznałam.
Tak ja jak i wiele innych kobiet całkowicie zapomniałyśmy, że jesteśmy przede wszystkim istotami, które czują. Uwierzyłyśmy, że jesteśmy swoim wyglądem a więc odgrodziłyśmy się od sygnałów płynących z wewnątrz, tych związanych z potrzebami fizjologicznymi i tych pochodzących od emocji. Pamiętaj, że emocje to nie jest takie „widzi mi się” twojej głowy tylko reakcja chemiczna ciała w odpowiedzi na myśli. Jest jak najbardziej prawdziwa, pomimo tego, że została zainicjowana przez myśl.
Kompleksy
Będzie o obłudzie mediów społecznościowych, które mocno zafałszowują obraz rzeczywistości. Wiemy doskonale, że influenserzy skupiają się na tym by sprzedawać i zarabiać, nie ważne że kosztem innych. Wiemy a i tak dajemy się wpędzać w kompleksy. Brakuje odwagi by powiedzieć STOP. A co jeśli wtedy by nas nie akceptowano? To prawdziwy paradoks, bo czy teraz czujemy się akceptowane?
Mit metamorfozy
Będzie też o wpływie otoczenia i najbliższej rodziny na to, co myślimy o sobie, o czym rozmawiamy i z jaką wizją świata wyrastamy.
Cały obecny system opiera się na tym, że jak tylko zmieni się wygląd osoby to ona poczuje się lepiej. Bez znacznej zmiany nie ma szans na lepsze samopoczucie a tym bardziej na jakiekolwiek szczęście. Tak nas bałamucą od lat, pokazując jakie szczęśliwe i bogate są atletyczne influenserki z branży fit i że one mają jedyny patent na szczęście. Nie ma wyjścia, trzeba w to wierzyć. W końcu nigdy nikt nie dawał nam innej opcji, trzeba było brać co dawali. Kto pomyślał, że nic w wyglądzie nie trzeba zmieniać, żeby się poczuć lepiej, tylko to co siedzi w głowie wymaga korekty. Może i to nie jest łatwe ale przynajmniej skuteczne. Działa na zawsze i tak naprawdę to jest jedyne długoterminowe rozwiązanie. Innego nie ma.
Spróbuj sobie wyobrazić ile zarabia sie na robieniu z naturalnych fizjologicznych zjawisk (owłosienie, zmiana masy ciała, cellulit, pocenie się, trądzik) patologii, a doznasz szoku. Zrozumiesz, że to nie natura się pomyliła tylko człowiek.
To może cię zainteresować:
Dlaczego kultura diety odbiera nam szczęście, satysfakcje i wiarę w siebie?
Ciałożyczliwość – książka o tym by próbować polubić siebie
Musimy nauczyć się siebie lubić inaczej jak mamy o siebie zadbać? Czy dobrze dbasz o ludzi których nienawidzisz z całego serca? Podejrzewam, że nie. Kultura diety wciska mnie i tobie kit, że jak będziemy z siebie niezadowolone to będziemy zmotywowane do zmiany. Im się to opłaca bo w ten sposób my jesteśmy coraz bardziej sobą zawiedzione. My nic z tego nie mamy poza lżejszym portfelem i coraz mniejszym życiem.
Mamy problem
Sprowadzenie kobiet do ich wyglądu, nawet akcje mające poszerzyć akceptacje osób poza kanonem nadal naciskając na czucie się piękną. A my nie musimy się takimi czuć żeby było nam dobrze. Powturzę moje ulubione hasło za jego autorkami Lindsay i Lexie Kite a teraz też i za Agatą: „ciało jest narzędziem a nie ozdobą”. Zauważaj zalety ciała zamiast skupiać się na błahostkach
Odczłowieczenie, zrównanie kobiety z maszyną przejawia się przez sprawdzanie jej wydajności przy minimalnym dopływie energii. Ile kobieta będzie w stanie zrobić jedząc mniej, śpiąc mniej, czując mniej? Nigdy nie robimy wystarczająco bo przecież jest jeszcze tyle do ogarnięcia. Jesteśmy zmęczeni.
Agata świetnie pokazuje prawdziwe problemy i nierealne wymagania stawiane współczesnej kobiecie. Autorka rozumie kobiety i nie stara się dawać rad, które brzmią ładnie na papierze ale nie pasują do życia. Czasami trzeba poluzować gumę w gaciach i pewne rzeczy odpuścić. Świat zaczeka, naprawdę. Nie ma nagrody dla tych, co dobiegli do mety życia jako pierwsi wyrabiając normę. Przegapili piękne widoki spiesząc się do miejsca gdzie nic nie ma.
Poczucie winy
Trochę się pogubiliśmy. Wszystko co naturalne i potrzebne człowiekowi zaczęliśmy okraszać poczuciem winy. Czas pozwolić sobie odczuwać emocje i pogodzić się, że jako ludzie mamy potrzeby. Czas nauczyć się stawiać granice. Kiedy to wszystko ignorujemy cierpi psychika i cierpi ciało. Tylko jak dopuścić do siebie to, co się przez lata wciskało w zakurzony kąt serca i zrobiła się z tego teraz wielka sterta? Najpierw trzeba sobie zdać sprawę z istnienia tego kąta. Potem jest już z górki. Zaczynamy rozumieć, że jako kobiety mamy prawo bywać „trudne” i wymagać, a nie tylko podporządkowywać się ustalonym zasadom. Tylko dlatego że tak było zawsze nie znaczy, że coś jest normalne.
U nas zaczęło się w dzieciństwie i my przenosimy to na dzieci. I to właśnie teraz jest czas, żeby nowe pokolenie wyrosło inaczej. Poradnik zawiera świetne alternatywy tego jak mówić we wspierający sposób do dziecka o jedzeniu, zmieniającym się ciele jak i o swoich własnych kompleksach (albo raczej jak przestać o nich mówić i przenosić je na dziecko).
Czytają Ciałożyczliwość Agaty Głydy czuję wielką wdzięczność za drogę którą sama przeszłam. Mimo to nadal słowa przywołują we mnie wspomnienia i wywołują złość. Szczególnie kiedy czytam fragmenty o zawstydzaniu nas w dzieciństwie, temu potężnemu narzędziu, które nadal nas dorosłych tak mocno paraliżuje. To bez sensu, żeby każdy po kolei musiał przerabiać problematyczne wzorce swojego otoczenia. Będzie nam znacznie lepiej kiedy uzdrowimy otoczenie, w kwestii poczucia własnej wartości, relacji z ciałem i w kwestii podejścia do jedzenia. Wszyscy potrzebujemy bliskości, która jest standardem a nie czymś na co trzeba zasłużyć.
To może cię zainteresować:
Nie bądź bułą rusz tyłek
Agata w Ciałożyczliwości poświęca cały rozdział aktywności fizycznej. Zawsze się zastanawiałam jak to się stało, że ja bardzo aktywne dziecko, nie bojące się zmęczenia i zakwasów od skakanki czy roweru, dostawałam jeszcze nie dawno gęsiej skórki na myśl o tym, że znów powinnam zacząć ćwiczyć. Może dlatego, że kiedyś to było dla mnie a potem stało się za karę? Mam małą radę dla wszystkich – przyjrzyjcie się swojemu językowi. Ja nie mam już maty treningowej ani maty do ćwiczeń. Nie, nie dlatego, że wylądowała na śmietniku. Zmieniła nazwę na matę antystresową – korzystam z niej dla rozluźnienia i poprawy humoru. Jest fantastyczna na chandrę.
Podsumowując, Ciałożyczliwość autorstwa Agaty Głydy…
…to jest powiew świeżości na polskim rynku, cenna pozycja pozbawiona agresji i stronniczości a opisująca fakty z życia. Proste wskazówki, które dla niektórych mogą brzmieć banalnie, ale my właśnie tego potrzebujemy, odrobiny prostoty i wykonalnych rad. Dobrze mieć je pod ręką.
Na uwagę zasługuje szata graficzna. Nie powiem, że jest piękna. Piękne jest dla mnie morze, kwiatki, drzewa oświetlone nocą światłem lamp ulicznych, krwiste zachody Słońca i takie tam. Ilustracje z książki (nie wiem, czy to zabieg specjalny czy zbieg okoliczności) budzą we mnie małą dziewczynkę. Może w całokształcie właśnie o to chodzi, żeby pozwolić temu przytłoczonemu nierealnymi oczekiwaniami dziecku w końcu się „opierzyć” i odkryć w sobie kobietę, której się nigdy nie dopuszczało do głosu?
To, co wyróżnia Agatę to jej zdolność do pisania historii prostych, docierających do ludzi, którzy potrzebują otwarcia oczu. Autorka nie zarzuca ogromem informacji tylko pozwala posmakować tematu. Nie poczujesz mdłości, raczej zrobisz sobie apetyt na więcej.
To również sugestia, że jeżeli znasz temat doskonale to nie odkryjesz w Ciałożyczliwości Ameryki. Często widzę różne opinie pod bardzo ciekawymi publikacjami, gdzie czytelnicy mają żal, że nie znaleźli niczego, czego by już nie wiedzieli. Czasami szuka się jakichś życiowych haków, rewolucyjnych odkryć, prawd zatajanych przez krwiopijców żerujących na naszych słabościach żeby nam zabrać pieniądze. Ale to dlatego, że ciężko się robi proste, podstawowe rzeczy, które okazują się fundamentalne.
Gdyby nienawiść do ciała i strach przed jedzeniem działały to wszyscy bylibyśmy szczupli i zdrowi. Może tak dla odmiany spróbować ciałożyczliwości? Ciałożyczliwość Agaty Głydy podpowiada jak zacząć. Daj znać czy podobałam ci się moja recenzja.
Zostaw komentarz