Ćwiczysz, dobrze jesz a i tak nie jesteś chuda? To normalne!
Będziesz regularnie ćwiczyć i porządnie jeść – pomimo, że nie schudniesz. Przetrawienie tej informacji zajęło mi wiele lat. Bolało bardzo. Czyż nie mamy być idealne, jeśli tylko wystarczająco mocno się postaramy? Akceptacja tego, że rzeczywistość jest inna była ciosem dla mojego ego.
Czytałam kiedyś we wpisie na temat jedzenia intuicyjnego argumenty PRZECIW temu podejściu. Jednym z nich było oczywiste stwierdzenie, że ono nie odchudza. Oj. Czyżby ktoś w końcu wskazał oczywistość, której inni do tej pory nie zauważyli? Wytknięto zjawisko jak z bajki dla dzieci: „Nowe szaty cesarza”?
Widzisz, wielu ludzi kiedy poukładają sobie relację z jedzeniem i zaczną się regularnie ruszać, dostanie za to nagrodę JEDYNIE LUB AŻ (zależy jak na to patrzeć) w postaci stabilnej wagi i sprawności fizycznej. Wielu schudnie jeśli rozwiąże problem przejadania się pod wpływem emocji i przestanie ignorować potrzeby ciała. Będą też tacy, co nie schudną.
Bo jedzenie intuicyjne nie odchudza. Aaaaa właśnie… tu cię mam (pomyślisz). No nie, nie masz mnie. Jeśli się choć trochę zainteresujemy tematem, to dowiemy się, że ono służy:
- złapaniu kontaktu z ciałem, który utraciło się między innymi z powodu wielu prób odchudzania,
- ułożeniu relacji z jedzeniem, by żywić się normalnie, by jedzenie i ciało nie zajmowały wszystkich naszych myśli,
- okazaniu ciału szacunku, by skupić się na dążeniu do autentycznego zdrowia.
Może odchudzenie nie jest czymś, na co każdy człowiek powinien czekać?
Tak nieśmiało, po cichutku sobie myślę, co by było, gdyby to w końcu zaakceptować. Póki co, jedyne słuszne podejście akceptowane oficjalnie jest takie, że – należy przynajmniej spróbować, a potem jeszcze raz i jeszcze raz i się nie poddawać. Poddanie się to oczywiste lenistwo.
Wychowani w takim przekonaniu, podchodząc do jedzenia intuicyjnego, trzymamy się nadziei, że może jednak schudniemy.
Tutaj przeczytasz u kogo jedzenie intuicyjne sprawdzi się najlepiej: Dla kogo jest jedzenie intuicyjne? Sprawdź czy sprawdzi się u ciebie
Kiedy żywienie zaczyna się układać to okazuje się, że:
- jesz z głodu i do sytości,
- jesz pożywne i przemyślane pokarmy,
- nie jesz między posiłkami,
- regularnie się gimnastykujesz …
a i tak nie jesteś SZCZUPŁA. Co za rozczarowanie. Ludzie w internecie obiecują coś innego.
Śpieszę z wyjaśnieniem. Ciała są różnorodne i my to wiemy. Zawsze były. Tylko my bardziej staramy się uwierzyć w iluzję, że mamy nad nimi pełną kontrolę, niż próbujemy spojrzeć na realia.
Wolimy szukać na siłę rozwiązań. Może by tak przejść na keto, weganizm*, dietę frutariańską, albo post przerywany 20:4? Może ozempik, saxenda, albo wegovy…
Ćwiczę i nie chudnę… brzmi znajomo?
Pewnie nie raz słyszałaś, że dwie osoby, które jedzą i ćwiczą tak samo będą wyglądać inaczej… skrajnie inaczej. Rozumiesz, ale nie wiedz jak żyć z tą informacją. Nie można by się bardziej postarać? Bardziej czyli jak? Ta grubsza osoba zawsze musi się godzić na mniej jedzenia i wieczną obsesję na punkcie tego, co je? Czym na to zasłużyła?
Gdyby tylko jadła 200kcal mniej przez całe życie i była w deficycie…tak? Ale my nie wiemy ile ona je. Może jej metabolizm z różnych powodów jest bardzo wydajny i jej jedzenie już jest raczej skromne. A nawet gdyby wszystko było w porządku, to 200 kcal to równowartość 1 większego jabłka i banana. Ale obżarstwo ze strony tej grubej!
Ja wiem, że patrzy się na grubsze dziewczyny i myśli, że one się muszą obżerać. Ale nie każdy ma napady objadania, je emocjonalnie albo podjada. Niektórzy są grubi i tyle. Wiele z moich klientek pracuje fizycznie, codziennie. Owszem, każda z nich je i będzie jadła słodycze (a widzisz, je słodycze!!!), tak samo jak szczupłe osoby, które również je jedzą (bo one mają umiar).
Bzdury, które brzmią inteligentnie: Nie jesteś tym co jesz!
Kultura diety zniekształciła znaczenie samodycypliny
Dzięki ci kulturo diety, która zniekształcasz i obrzydzasz normalną samodyscyplinę. Nie przyjmuję twego daru!
Zaufaliśmy presji, że wszyscy powinni zrobić co w ich mocy, żeby próbować schudnąć. Tak się tego trzymamy kurczowo, że potem dzieje się coś bardzo złego. Zaczynamy kojarzyć normalne żywienie, pożywne i racjonalne posiłki oraz ruch tylko z odchudzaniem.
A one wcale nie muszą odchudzać i często tego nie robią. One są potrzebne jako element higieny życia, zwykły codzienny obowiązek jak mycie zębów, niezależnie od tego czy będą w stanie zmienić sylwetkę, czy tylko pomogą utrzymać sprawność. Nie ważne, bo większość ludzi nie będzie w stanie wybrać sobie kształtu ciała.
Trudna prawda…
zdyscyplinujesz się i zapewnisz sobie dawkę ruchu i porządne posiłki pomimo, że to ci nie da szczupłej figury.
Masz awersję do każdego z tych słów? Podziękuj za to kulturze diety. A później weź się w garść i spójrz na życie realistycznie. Pewne rzeczy robimy bo tak trzeba dla przeżycia, a nie dlatego, że będzie z tego wielka nagroda.
Znormalizowaliśmy to, że kobieta powinna poświęcić całe swoje życie na dążenie do osiągnięcia i utrzymania szczupłej sylwetki.
No więc kiedy robisz wszystko, co trzeba a i tak nie jesteś SZCZUPŁA – czujesz rozczarowanie.
Jedyne co zyskujesz to stabilna waga, dobra kondycja psychiczna i sprawność fizyczna… to nie jest sexy…i c0 z tym zrobisz? A no wykorzystasz w budowaniu dobrego życia.
*Żadna z wymienionych przeze mnie diet nie jest w moim mniemaniu zła, tak jak i ozempik, saxenda czy operacja bariatryczna! Są wskazania w których każde z rozwiązań się sprawdza, leczy, pomaga. Ale one nie są nam prezentowane w ten sposób. Wszystko się wrzuca do worka – zrzuć ten uparty tłuszczyk i pozbądź się cellulitu. Wtedy bierzemy keto w wersji 1500kcal, weganizm musi być w wersji Low Fat High Carb, operacją bariatryczną próbujemy leczyć napadowe objadanie (nie działa) a saxendę stosujemy bo jest dostępna, to czemu nie. Wysłuchałam tyle analiz każdego rozwiązania, że nie umiem być przeciwniczką żadnego z nich! Tylko gdy są stosowane ze złych pobudek – wtedy będę się sprzeciwiać.
Zostaw komentarz