Diety powinny być dostępne od lat 18

Nie bez powodu papierosy i alkohol są zabronione dla nieletnich. Ich używanie wymaga zdolności kontroli i świadomości konsekwencji jakie za sobą niosą. Są dowody, że jeśli dzieci i nastolatki przechodzą na dietę to są nawet 18-krotnie bardziej narażone na zaburzenia odżywiania od ich rówieśników, którzy nigdy na diecie nie byli. Zaburzenia odżywienia są śmiertelną chorobą.

Czy ta informacja może powstrzymać rodziców, opiekunów, dorosłych przed zachęcaniem dzieci i młodzież do odchudzania? Czy gdyby o tym wiedzieli to przestaliby zachwalać szybkie rezultaty diety i cieszyć się widząc, że dziecko czy nastolatek odmawia jedzenia? Zastanawia mnie to. Czy faktycznie taka wiedza u dorosłych coś by zmieniła.

Jestem dość sceptyczna, ale wierzę, że należy zacząć edukować ludzi by wiedzieli, jakie to niesie konsekwencje. Nie jestem psychologiem. Nie jestem dietetykiem klinicznym. Nie mam na codzień kontaktu z ludźmi, którzy muszą przejść na dietę by uratować życie. Nie mam kontaktu z osobami, które zapadły na zaburzenia odżywiania z powodów głęboko ukrytych. Jestem psychodietetykiem. Wszystkie osoby, z którymi mam kontakt cierpią z powodu chorego wzorca kulturowego, który wywyższa szczupłość jako największą cnotę.

Czasami rozrywa mi się serce, kiedy rozmawiam z nastolatką, która wie, że musi jeść ale panicznie się boi. Ja w ogóle się nie dziwię. Trzeba mieć duszę rebelianta by w społeczeństwie, które zgrabną figurę ceni ponad wszystko, walczyć o życie i zdrowie wiedząc, że tą figurę można stracić.

“Czasami jedyne, czego potrzebuje człowiek to uwierzyć że jeśli przytyje to ciągle będzie szanowany i nikt nie będzie go nękał.”

Ale kultura diet ceni szczupłe ciało bardziej niż zdrowie.

Kultura diet jest winna dzisiejszej epidemii zaburzeń odżywiania.

Słyszę często jak osoby wychodzące z zaburzeń odżywiania najbardziej boją się tego, że przytyją. Nie chcą powtórki z historii. Nie chcą być znów szykanowane, wyzywane, piętnowane, wyśmiewane. Rozumiem to doskonale. I co ja mogę zrobić. Prowadzę Antydietę. Chcę wydać książkę (jeśli wesprzesz mnie na patronite to mi w tym pomożesz). Czasami tracę siłę i wtedy widzicie mnie mniej. Bo temat nieraz mnie przygniata i potrzebuję odpoczynku by się dźwignąć i znów pisać.

Historie, które mi przysyłacie potwierdzają jak często zepsuto wasze recovery. Trafiłyście na nieświadomych lekarzy i pielęgniarki, którzy ignorowali wasze problemy i zalecali diety, ponieważ wasza bulimia i anoreksja były w większym ciele.

Czasami to rodzina świadomie zachęca do wymiotów bo według niej są(?) antidotum na przejedzenie lub dają przyzwolenie (!?) na zjedzenie smacznych rzeczy.

W sieci śledzę osoby, które od lat walczą o wyzdrowienie i tak bardzo boją się leczenia bo wiedzą, że mają predyspozycje do większego ciała. Opisywałam nawet jedną z nich. W ośrodku do którego chodziła na terapię zaczęto zachęcać ją do ograniczania jedzenia ponieważ tyła.

Czy tak to ma wyglądać? Czy jest to logiczne, że osoby które zniszczyły sobie życie i zdrowie ponieważ uległy presji społeczeństwa które kazało im schudnąć – mają się leczyć pilnując by nie tyć. Oni jak powietrza potrzebują zapewnienia że to w porządku jeśli przytyją. Mało tego, że muszą przytyć by wyzdrowieć i żyć pełnią życia.

Zamiast tego kultura diet naciska by pozostawać na diecie nawet jeśli ta zbiera śmiertelne żniwo. I mamy epidemię zaburzeń odżywiania lub zaburzonego odżywiania, tłum ludzi, którzy boją się jedzenia.

Diety powinny być dostępne od lat 18 i mieć informację z ostrzeżeniem jakie skutki mogą wywołać. Młodzi ludzie w wielu przypadkach nie potrafią sobie poradzić z dietą. Często są pozostawieni przez rodzinę samym sobie – jesteś gruba, schudnij. Bardziej odpowiedzialni opiekunowie zawożą dziecko do specjalisty i później przygotowują specjalne posiłki, podczas gdy cała rodzina je normalnie. Ale czy to naprawdę jest odpowiedzialność?

Odpowiedzialność będzie wtedy gdy nauczy się dziecko zasad zdrowego odżywiania, zdrowych nawyków i zdrowego podejścia do jedzenia poprzez tworzenie w domu środowiska które jest przykładem. Zachęcanie do diety jest zrzucaniem odpowiedzialności za błędy na młodego człowieka, którego ciało i mózg nie są jeszcze do końca rozwinięte.

Nie trzeba rozwijać w dzieciach nawyku bycia na diecie. Młodzi ludzie potrzebują wychowania się w neutralnym żywieniowo środowisku. Należy w nich wyrobić nawyki a nie uczyć strachu i odchudzania. Nawet dorosły nie daje sobie rady kiedy odbierze mu się z dnia na dzień całe jedzenie którym do tej pory się żywił. To wywołuje bunt, nawet w obecności mocnego postanowienia i silnej woli.

Rodzina która chce pomóc dziecku powinna:

  • Mniej skupiać się na samej wadze – wszystkie te komentarze w rodzinie na temat wagi, rodzice którzy ciągle są na diecie, to uczy że wyższa waga jest preferencją, dąży się do niej nie dla zdrowia ale dla bycia akceptowanym, lubianym. Waga powinna być przedmiotem dyskusji tylko w kwestiach zdrowotnych, nie wyglądu. Dbać o nawyki dziecka należy od samego początku – nie budzić się po jakimś czasie ze snu i karać dziecko restrykcjami za błędy, których dziecko nie popełniło.
  • Przygotować swoje dziecko na zmiany, które wiążą się z dorastaniem. O ile mówimy o menstruacji i seksie, edukujemy w tej kwestii, to czy przygotowujemy młodzież do tycia? Dziewczynce urosną piersi, poszerzą się biodra. Nie będzie już mieć ciała 14-latki, zamieni się w kobietę. I musi to zaakceptować. Kultura diet będzie ją zachęcać do utrzymania starej wagi ale to nie jest normalne i trzeba przed tym przestrzegać.
  • Mówić o zagrożeniach jakie niesie odchudzanie. Rodziny muszą zostać tego nauczone. Bo tej wiedzy nie ma. Nikt nie zdaje sobie sprawy jakie konsekwencje mogą wyniknąć z pozornie radosnego faktu wejścia dziecka w ubrania o 3 rozmiary mniejsze. Może ja jestem dzisiaj w stanie zrozumieć (choć też nie jest łatwo), że jeśli tyję to ciągle zasługuję na szacunek, ale dziecko tego nie wie.

W kulturze, która szczupłe ciało ceni ponad wszystko, musimy usłyszeć że tycie to nie koniec świata i tego też, obok wyrabiania zdrowych nawyków, należy uczyć.