Emocje i jedzenie. Zjadłam tabliczkę czekolady i nic nie poczułam.
Dieta i ruch – zawsze działa. A co jeśli to emocje napędzają jedzenie?
Sięgasz po czekoladę kiedy czujesz się najbardziej samotna na świecie. A gdy chcesz się odstresować po dniu który dosłownie wyprał ci mózg, zasiadasz do wielkiej serowej pizzy. I jest lepiej. Udaje ci się pozbierać i wrócić do żywych. Teraz wyobraź sobie, że te jedyne awaryjne lekarstwa są ci odebrane. Dieta. Jadłospis. Detoks cukrowy. Co z tego, że wszystko wygląda przepysznie. Szybko się poddajesz bo to nigdy nie chodziło o błędy dietetyczne.
Od kiedy pamiętam na stres reagowałam drapaniem. Takim intensywnym, że aż robiły się z tego rany. Za dzieciaka dostawałam za to opieprz, no bo jak można sobie coś takiego zrobić. I jak się możesz domyślić, potem było jeszcze gorzej. To zawsze wraca gdy życie jest trudne. Bezwiednie. W akcie niszczenia sobie naskórka uchodzi napięcie. Ból przychodzi dopiero póżniej. Nie robić tego? Ha! Da się, pewnie ale to jest dopiero ból, ten psychiczny.
Zauważyłam już na samym początku mojej drogi do żywienia intuicyjnego, że jedzenie emocjonalne nie jest moim głównym problemem ale nie da się udawać, że nie istnieje. Jem z nudów. Jem ze złości. O ile jedzenie z nudów łatwo jest wyeliminować to tego związanego ze smutkiem czy złością już nie. Jedzenie czekolady ze złości i rozczarowania – to już bardziej skomplikowana sprawa.
Są takie chwile, bardzo rzadkie ale jednak się przytrafiają, że mam w sobie tyle złości, że chciałabym krzyczeć tak by słyszano mnie na kilometr lub dwa. Albo coś rozwalić. Walnąć telefonem lub komputerem tak by się roztrzaskały z hukiem. Ale przecież tak nie można. Jak będę później pisała teksty i dbała o Instagram? Krzyczeć też za bardzo nie można bo “nie tak zostałam wychowana” i krzyk nie przejdzie mi przez gardło. Poza tym jesteśmy pozamykani w małych klitkach by się chronić przed pandemią. Zastanawia mnie czy ten eksperyment społeczny nie skończy się powszechną depresją.
Pozostaje płacz. Tylko że płacz też nie zawsze wchodzi w rachubę. Zresztą czasami brakuje już łez. I w takiej sytuacji z nieba spada mleczna czekolada. Każda, byle nie gorzka.
Czekolada ratuje głowę przed postradaniem zmysłów. W epizodzie złości gładko wchodzi jedna tabliczka. Weszłaby jeszcze i druga ale głowa odzyskuje powoli władzę nad rozdygotanym ciałem i spokojnie mówi – już nie trzeba, już jest lepiej.
Co ciekawe czekolada na codzień nie spełnia w moim życiu większej roli. Jestem nią otoczona, leży sobie wszędzie. Mamy spory zapas który ma być dla kogoś prezentem ale wiecie, pandemia. Ten zapas może zostać skonsumowany a potem uzupełniony. Bez spiny. Ale nie ma na to chęci. Kiedy zjadam pyszny obiad i pyszną kolację nie mam najmniejszej ochoty na mdłą słodycz. Pieczony ziemniak z kremowym wnętrzem i chrupiącą skórką wydaje mi się o niebo lepszy i bardziej interesujący. Poza tym większy kawałek czekolady to nieprzyjemny skok cukru we krwi. Oblewa mnie pot, serce bije szybciej – nie znoszę tego. Ale to na codzień gdy jem uważnie, zgodnie z intuicją.
Kiedy pojawia się złość, rozrywa serce i obezwładnia – wtedy cała tabliczka czekolady nie mdli. Nie sprawia, że oblewa mnie pot. Nie czuję skoku cukru. Nawet jeśli niedawno zjadłam duży i smaczny posiłek, nie ma problemu. Czekolada wchodzi gładko i jedyne, co czuję to wielką ulgę i spokój.
Wiem, że moje epizody są sporadyczne i nie mają wpływu na stan mojego zdrowia. Może nawet pomagają bo rozładowany stres to świetna sprawa. Zwróćmy uwagę, że jedzenie pod wpływem emocji nie jest z góry złe. Daje nam jakąś informację, że coś się dzieje. Że to ciało które jest naszym domem, ma problem. Wiem też, że ja to nie ty, ja to nie reszta społeczeństwa. Takie epizody jedzenia pod wpływem emocji mogą pojawiać się często i sprawiać prawdziwe problemy. Nieodpowiednio potraktowane – np. dietą czy detoksem cukrowym nie odpuszczą.
Nie należy w żadnym wypadku z jedzeniem pod wpływem emocji walczyć. Walka z czymś co przynosi ulgę jest walką z wiatrakami. Jak mam walczyć z czymś co mi pomaga? Nie, to nie walka jest rozwiązaniem. Potrzeba zrozumienia właściwego źródła problemu i podjęcia działań w celu usunięcia lub przynajmniej osłabienia wyzwalacza niechcianego zachowania. Albo poszukanie innych narzędzi, które zadziałają tak dobrze jak jedzenie.