Fazy Jedzenia Intuicyjnego weterana diet

To takie nieoficjalne fazy, które zauważyłam u siebie. Nie muszą być częścią twojej drogi. Ja startowałam z miejsca w którym jedzenie było centrum mojego życia, wszystkie myśli kręciły się wokół niego. A walka o niską wagę była moim znakiem rozpoznawczym. Nigdy nie rozumiałam tych ludzi, którzy po posiłku nie chcieli zjeść niczego innego bo byli niegłodni. Jak można nie mieć miejsca na jedzenie? Można się kontrolować i nie jeść ale nie jeść bo jest się niegłodnym? Abstrakcja.

Jesteśmy nauczeni, że mniejsze ciało kobiece jest zawsze ładniejsze i bardziej porządane. I że mniejszy rozmiar jest zawsze zdrowszy niż ten większy. Jeżeli nie ma wsparcia w najbliższym otoczeniu to jest ciężko zawalczyć o siebie. Nawet jeśli ma się całą listę badań naukowych potwierdzających skuteczność programu. Nawet jeśli na zachodzie trąbią, że to najlepsze podejście. I tak ciągle ten mały światek w którym się żyje potrafi zniszczyć nasze kruche poczucie wartości, zmieszać z błotem i skłonić do jeszcze jednej próby odchudzania.

Jeśli jesteś weteranem diet to możesz u siebie zauważyć pewne fazy przechodzenia na żywienie intuicyjne.

  • Faza I: brak zaufania lub pozorne zaufanie, życie nadzieją. Jem “intuicyjnie” ale pilnuję by to jedzenie było zdrowe, ćwiczę.
  • Faza II: zmęczenie, pójście na całość. Jem to, na co mam chęć, odkrywam radość z jedzenia i robię to bez osądzania siebie. Ćwiczę nieregularnie albo wcale.
  • Faza III: zaufanie owocuje – Odczuwam chęć wprowadzenia czegoś zdrowego, moje ciało ma apetyt na ćwiczenia.

W trakcie pierwszej fazy możesz zahaczyć o kilka diet, mieć wiele reguł żywieniowych. W drugiej zaczynasz się cieszyć życiem i wolnością. To bardzo wrażliwa faza, przykre komentarze mogą sprawić że zawrócić. W ostatniej fazie czujesz jedność ze swoim ciałem. Nie wyobrażasz sobie, że możesz żyć inaczej. Akceptujesz że nieważne jak ten styl życia wpływa na twoją figurę, ty czujesz się najlepiej i wiesz że dbasz o wszystkie swoje potrzeby.

I faza Jedzenia Intuicyjnego, faza zagubienia i braku zaufania

Pierwsza faza była okresem gdy musiałam się nauczyć jak odpuścić swój perfekcjonizm. Kiedy wydaje ci się, że odchudzanie to jedyny styl życia jaki znasz to normalne i próbujesz zrobić z Jedzenia Intuicyjnego kolejną dietę. W końcu nie nauczono cię jak prawidłowo jeść. Tego się nie uczy ani w domu ani szkole. A to co wydaje nam się, że jest prawidłowe jest mieszanką opinii wielu ludzi, prawie nigdy własnym doświadczeniem. Czytasz więc filary Jedzenia Intuicyjnego i widzisz w nich kolejne reguły. Chcesz jeść perfekcyjnie. Myślisz, że jeśli się przejesz to popełniasz błąd. A jeśli na talerzu nie było warzyw to robisz coś złego. Nie ufasz ani sobie ani procesowi. Choć bardzo chcesz zaufać. Ciągle myślisz, że to dobry pomysł by wystrzegać się białego chleba i robić treningi. W końcu to jest zdrowy styl życia!

II faza Jedzenia Intuicyjnego, masz dość i poddajesz się procesowi

Już w 2 fazie zaczęłam nielubić przepełnionego żołądka. Doszłam do tego, że gdy czułam przyjemne nasycenie nie chciałam kontynuować, nawet jeśli miałam coś pysznego. Sęk w tym, że nie musiałam się najadać, ufałam sobie, że będę mogła dojeść to, co zostawiłam później. Oczywiście zdarzały się przypadki gdy np. byłam w podróży i czasami dopychałam bo wiedziałam, że nie będę jadła przez wiele godzin. Czasami trzeba było być praktycznym.

Tak się do tego przyzwyczaiłam, że czasami żołądek robił mi psikusa. Bo powiedzmy wypiłam do posiłku napój z gazem. I czułam się bardzo pełna a nie zjadłam wiele. W takiej sytuacji nie miałam problemu by godzinę po posiłku gdy już to wszystko jakoś się ułożyło w środku skubnąć coś jeszcze. Dojeść resztki które odłożyłam na później.

W tym okresie odważyłam się mieć w zamrażalniku gotowe posiłki, takie do odpieczenia – wiesz paluszki rybne, pieczone ziemniaki, krążki cebulowe. To był przełom. Zobaczyłam jak ułatwiają przygotowanie obiadu gdy nie masz czasu i jak niewiele potrzebuje by się nasycić. Ja zawsze żyłam w przekonaniu, że jeśli zacznę to jeść nie będę się mogła powstrzymać. Bzdura. Jeżeli jem świadomie, nic mnie nie rozprasza to czuję nasycenie.

Ta faza przyniosła mi 3 cudowne prezenty:

  • Zaczęłam rozumieć swoje ciało – kiedy, ile i co potrzebuje, i ciało też zaczęło mi ufać! Aż kręci mi się łza w oku. Zostaliśmy kumplami. Chociaż czasami jestem na niego zła bo nie mieści się wszystkie ubrania z sieciówek. Ono też jest czasami na mnie złe bo nie dbam o nie tak bardzo jak ono na to zasługuje.
  • Przestałam myśleć o jedzeniu. Po posiłku zapominam o jedzeniu na 4-5 godzin (ale bywają głodne dni, kiedy potrzebuję jeść już za godzinę!). Mam tyle miejsca w głowie na inne rzeczy! To takie nowe dla mnie. Nieznany teren. Cieszę się tym jak dziecko. Nie muszę zapychać żołądka kawą i herbatą pomiędzy posiłkami by czuć ciągle że mam coś w żołądku. Oduczyłam się potrzeby ciągłego mielenia buzią.
  • Zaczęłam cieszyć się jedzeniem, ale nie tak jak człowiek się cieszy na diecie i po diecie albo jak się objada. To jest radość wynikająca z wolności, ja zawsze mogę wszystko co chcę. A im więcej mogę tym mniej chce, to taki paradoks. Jeśli już mam coś specjalnego to umiem się tym rozkoszować. Często tak bardzo nie dbam o to zjem, że akceptuję cokolwiek. Byle móc kontynuować pracę. To miła odmiana kiedy może cię czasem nie obchodzić jedzenie. Oczywiście częściej mnie jednak obchodzi. Znów cieszę się gotowaniem i nowymi smakami. Ekscytuję się wizją pysznego jedzenia.

Poza tym straciłam zainteresowanie pracą w kuchni której wykonywać nie muszę. Mogę upiec chleb dla przyjemności lub zrobić pracochłonny posiłek by zrobić na kimś wrażenie (lub zaspokoić swój apetyt, albo nauczyć się czegoś). Ale żeby zarzynać się codziennie? Już nie. Wstawałam kiedyś o 4 rano by ugotować obiad. Piekłam chleby do 2 w nocy. Gotowałam wywary na zupy. Przestałam. Dzisiaj wolę się wyspać!

III faza – zaskoczenie

Faza 3 przyniosła mi radość z rzeczy które kiedyś uważałam za przykrą konieczność. Zapragnęłam pełnoziarnistego makaronu, jabłek które na wiele lat znienawidziłam, ćwiczeń cardio!, sałatek. A kasza gryczana którą zjadłam do obiadu smakowała tak nieziemsko że naprawdę zadziwiło mnie, że ona jest taka pyszna. Jajka smakowały mi tak naprawdę, pierwszy raz od 2 lat. I poczułam prawdziwą chęć zjedzenia owsianki na mleku z figami. To wygląda jak trywialna rzecz jeśli ktoś patrzy z boku. Ale ja kilka lat temu mówiłam głośno, że jedzenie jest moim wrogiem.

Zmagałam się z ortoreksją a próbując skończyć z dietami, jedzenie całkiem przestało mnie cieszyć. Im głębiej wchodziłam w jedzenie intuicyjne tym mniej miałam chęć na warzywa, kasze, owsianki itp. bo one tak bardzo źle mi się kojarzyły. Całkowicie przestały mi smakować. A teraz wyobraź sobie, że ta zawierucha jedzeniowa minęła (Nie pan Zawierucha, który grał Polańskiego w filmie Tarantino, polecam!). Pierwszy raz w życiu umiem cieszyć się dobrym żarciem. I tutaj muszę ci wyjaśnić, bo oczywiście wcześniej też się nim cieszyłam gdy jadłam coś pysznego. Ale kiedy z jedzeniem łączy się wdzięczność i wolność to całkiem inne doznanie.

Co nastąpi później nie wiem. Czekam z otwartym sercem.

Czy zawsze jest łatwo? Czasami trudniej niż na diecie. Bo dietę wszyscy rozumieją, bo na diecie są wizualne rezultaty. A jedzenia kawałka pizzy bez poczucia winy gdy masz oponkę na brzuchu nie można tak łatwo zrozumieć. Głód nie jest wytłumaczeniem. Gdybym jeszcze powiedziała, że od jutra dieta to co innego. Jeśli byłaś zawsze tą, która wie jak schudnąć, tą do której zgłaszały się beznadziejne przypadki a teraz to wszytko porzuciłaś – może być ciężko. Bo będziesz szokować, szczególnie najbliższych. Ale jak mówią: By nie być krytykowanym nic nie rób, nic nie mów, bądź nikim.

Zainteresowany konsultacją? 

Napisz na [email protected] lub przejdź do strony – konsultacje

Może Cię zainteresować:
Skutki uboczne odchudzania o których się nie mówi

Czym jest stygmatyzacja wagi i dlaczego nie pomaga

Zapomnij wszystko co wiesz na temat jedzenia

Mam na imię Małgosia, jestem psychodietetykiem i promotorką nauki jedzenia opartego o intuicję, uważność i kompetencje żywieniowe. 

Konsultacje