Gdy rodzice pomagają w głodzeniu się
Nie wiem co przeraża mnie bardziej gdy myślę o przeszłości,
- to, że w gimnazjum zjadałam na śniadanie 20g płatków kukurydzianych z 125ml mleka, na drugie śniadanie jabłko i nic więcej aż do powrotu ze szkoły
- czy może to, że w przygotowaniu tego śniadania pomagała mi mama, była ze mnie dumna, chwaliła się mną i ja wiedziałam, że to ma sens
Nie zrozum mnie źle. To nie jest rozgrzebywanie przeszłości ani żalenie się. Chcę jedynie pokazać pewne sprawy które się dzieją a o których się nie mówi. Kiedy ja to robię, inni też mają odwagę by przerwać milczenie. W ten sposób zmieniamy świat.
To nie jest wyjątek. Tylko nigdy się o tym nie mówiło. Pamiętam wiadomości od czytelników, takie że serce mi stawało. Bo co miałam czuć gdy czytałam, że matka uczyła córkę jak wymiotować, albo inna matka motywowała by córka piła wino a nie jadła?
W szkole podstawowej moja przyjaciółka z ławki dostawała na drugie śniadanie 2 mandarynki. Cóż, nie była zbyt szczupła więc każdy rozumiał, że tak trzeba.
Prawie nikt wtedy nie zdawał sobie sprawy, że mózg potrzebuje energii, szczególnie w szkole. Ważniejsze było to, czy ktoś wygląda szczupło.
Pamiętam przerażenie w oczach znajomej, gdy opowiadała mi jak lekarz zalecił by uważała na dietę dziecka, bo to było grube. Muszę zaznaczyć, że było to jeszcze maleństwo i w dodatku karmione piersią.
Chodząc jeszcze do szkoły dziwiłam się jak to możliwe, że moje koleżanki jedzą kanapki. Mogłabym ewentualnie zaakceptować jedną. Ale DWIE? CZTERY KROMKI chleba? Jakiś żart. Tak się nie robi. Wiedziałam to bo moja starsza siostra zawsze mówiła, że chodząc do szkoły nie jadła śniadań i miała lepszą figurę od koleżanek. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że obowiązkiem rodziców jest przypilnowanie by potomek był najedzony. Nie miałam o tym pojęcia!
Społeczeństwo jest zafiksowane na punkcie tego jak ważne jest odchudzanie. To trochę tak jakby rzucono na ludzi zaklęcie by przestali trzeźwo myśleć i poddawali się grupowemu szaleństwu. A może to ja zbyt dużo myślę i mam zbyt wielkie wymagania? Obserwuje swoje własne otoczenie i nie widzę by mądrość przychodziła z wiekiem. Ci sami bliscy mi ludzie którzy stosowali głodówki mając lat 40 a potem zmagali się z efektem jojo, robią to samo mając lat 60+. Jak zacięta płyta, niczego innego nie znają.
Nigdy nie zapomnę placków z twarogu i z jaj, smażonych na smalcu na kolację kiedy byłam dzieckiem. To był okres chwilowego zachwytu rodziny nad dietą optymalną Kwaśniewskiego. Strachu przed jedzeniem chleba również nigdy nie zapomniałam. Od najmłodszych lat słyszałam, że mąka jest trucizną. To było zanim jeszcze ktokolwiek wiedział co to jest gluten. W czasach kiedy w każdym domu był chleb i jadło się go na okrągło. Smarowany tanią margaryną.
Jest mnóstwo pracy do wykonania. To nie tak, że my musimy uczyć ludzi jak się lepiej odchudzać i tłumaczyć im co to jest deficyt. Do znudzenia aż sobie to przyjmą do serca. Robimy to od lat i jesteśmy coraz grubsi i coraz bardziej chorzy. Temat odchudzania mamy już w małym paluszku.
Odchudzanie po trupach do celu niejako wpisało się w społeczny zwyczaj. Liczy się ostateczny rezultat, sukces. Nieważne jakie będą konsekwencje. Tłumaczenie, że to jest złe spotyka się z oporem, brakiem chęci zrozumienia. Z mojego własnego doświadczenia, ludzie z którymi mam lub miałam do czynienia maja wdrukowane, że ostateczny rezultat w formie szczupłego ciała jest warty każdego poświęcenia.
Nie traćmy czasu na wojnę na argumenty. Nie można przekonać drugiego człowieka do tego, że się myli. On zawsze będzie starał się udowodnić, że ma rację. Bo tak postanowił i nie zmieni zdania. Tym bardziej gdy jest starszy i bardziej doświadczony życiowo. No przyznaj szczerze, przychodzi do ciebie małolat i chce cię edukować. Nieważne ile masz, trochę cię to ruszy. Z drugiej strony możesz się zainspirować jeśli jakaś informacja wyda się ciekawa.
Na maturze pisemnej z języka polskiego napisałam, że Wokulski był stary, a młoda panna Izabela miała prawo go nie kochać i nie szanować. Na tamten czas nie było to zbyt mądre posunięcie bo takiej odpowiedzi nie było w kluczu. Ale dzisiaj wiem, że gdybym nie miała na tyle odwagi by nie podążać za utartymi schematami to nie wiedziałabym tego, co wiem dzisiaj. Stąd mój apel. Nie głódźmy młodzieży i nie uczmy ich, że za to zbiorą pochwały.
Możliwe, że nie da się tego wytłumaczyć starszemu pokoleniu. Musimy nauczyć nowego podejścia do problemu siebie samych, być przykładem i edukować młodych. Zmiana pojawi się z czasem.
Czytaj również: