Jak przez tydzień żywiłam się zupkami chińskimi i płatkami kukurydzianymi
Dobrze widzisz. Przez tydzień. Jak to możliwe? Czy mi nie wstyd o tym mówić? Czy to w ogóle wypada?
To był pierwszy tydzień działalności mojego gabinetu. Przyznaję się i biorę to na klatę. Ostatnią rzeczą o jakiej myślałam, to pełnowartościowe, zbilansowane posiłki. Szczególnie gdy wpadałam w panikę bo faktury się nie zgadzały. Strona nie chciała działać. Przez pierwsze dni miałam tylko tyle siły i chęci, że byłam w stanie wstąpić do biedronki, która jest zaraz obok i kupić coś gotowego. W pierwszym dniu w porze obiadowej zjadłam bułkę z sałatką warzywną z majonezem. Kolejne 2 dni zupki chińskie z glutaminianem sodu. Kolejne 2 płatki kukurydziane z mlekiem UHT. I wiesz co? Jestem z siebie cholernie dumna.
Dlaczego Ci to mówię? By, jak to mówią, zaklinać rzeczywistość i udawać, że nie ma niezdrowego jedzenia i że ot*łość nie jest skorelowana z chorobami? Nie, jeśli jesteś już ze mną od jakiegoś czasu to wiesz, że publikuję nieco inne treści.
Chcę Ci powiedzieć, że różnie bywa w życiu. Czasami lepiej się wyspać niż gotować. Czasami dobrze jest się rozgrzać zupką chińską jeśli nic innego nie ma pod ręką (nie, nie każdy ma w pracy mikrofalę, nie każdy ma termos na zupę, nie każdy może zamówić zupę z pobliskiej restauracji). A innym razem warto zjeść płatki z mlekiem bo są szybkie, nie mają zapachu (nie odstraszą ludzi) i da się je zjeść przy biurku w wolnej chwili. Paczka kuleczek czekoladowych też się nieźle sprawdziła jako przekąska. Zresztą udokumentowałam je na filmie, mam dowód zbrodni.
Czy chce kontynuować takie jedzenie?
To jest najważniejsze pytanie w Jedzeniu Intuicyjnym. Już następnego tygodnia udało mi się zabrać kanapki, coś z kolacji albo nawet zrobić sytą sałatkę na wynos. Ale przyznam Ci się, że do dzisiaj nie wpadłam jeszcze w rytm przygotowywania posiłków. W ogóle nie przepadam za zimnymi daniami i dlatego nie kwapię się do brania lunch-boxów. Ale jak coś wymyślę w tej kwestii to się podzielę moimi spostrzeżeniami.
To był self care
Nie ignorowałam głodu, ale też jadłam pomimo, że czasami stres mi ściskał żołądek. Jedzenie zaspokajało głód. Dawało wystarczająco energii (nie, zupka chińska nie usypia i nie odbiera energii a glutaminian sodu nie wywołuje mgły mózgowej). Owszem, moja skóra z powodu stresu i średniej jakości jedzenia nie była najlepsza. Biorę to na klatę. Ale spędzanie dodatkowych godzin w kuchni wcale by mi tego stresu nie ujęło. Wolałam iść spać.
Kiedyś było zupełnie inaczej. Budziłam się o 4 rano żeby upiec zdrowy chleb. Gotowałam o 6 ciecierzycę żeby o 7 już wybiec z domu. Płatki kukurydziane i mleko UHT doprowadzały mnie do paniki. Przecież jaki to problem namoczyć i ugotować ciecierzycę a potem zrobić z niej sałatkę. A no czasami to zbędne zadanie. Z pewnością w tym tygodniu ciecierzycę zjem i zupki nie kupię. Mam na tyle siły i chęci. Jednak rozumiem ludzi, którzy przez dłuższy czas będą kupować głównie tanie płatki kukurydziane i tanie mleko i zupki chińskie. To nie jest kwestia świadomości ale realiów życiowych.
A co jeśli z nerwów nie jem nic, tylko słodycze?
Najważniejsze w tym wszystkim będzie to, jak długo taka sytuacja trwa. Czy to ciężki okres w szkole, pracy, a może w życiu. Pamiętaj że nikt nie robi się chory od jednego dnia jedzenia. Ba, nawet od tygodnia jedzenia! Liczy się działanie w dłuższej perspektywie. Czasami wyrazem dbania o siebie jest wypicie mleka czekoladowego, bo żołądek z nerwów niczego innego nie przyjmuje, albo bo nic innego nie ma pod ręką.
Szczególnie teraz gdy nasz kraj ogarnia fala protestów, jest lockdown, możemy psychicznie nie dawać rady. Naprawdę nie warto sobie jeszcze bardziej dowalać. Zresztą, przeczytaj ten post, opisałam zajadanie nerwów słodyczami.
Na pożegnanie, proszę, trzymaj się jakoś. Czasy nie są najlepsze, ale pozbieramy się jakoś. Zobaczysz.
Dziękuję, Małgosiu, za świetną pracę którą robisz. Sama wychodzę z zaburzonej relacji z jedzeniem. Po ponad roku bycia ” na fali” spokoju, jedzenia dla siebie i czucia się fantastycznie i bezpiecznie przyszedł lockdown, utrata pracy, praca tymczasowa, wyprowadzka za granicę (w środku lockdownu!), samotność (jak poznać znajomych, kiedy nie można wychodzić z domu?), zakaz sportu, który kocham… I w tym wszystkim oczywiście mój mózg i ciało wpadło na stare, wyuczone tory. Nie miałam ani odrobiny przestrzeni na myślenie o dobrym jedzeniu, więc jadłam cokolwiek i chipsy ze słodyczami na pocieszenie. Ale wiesz co? Uzbrojona w wiedzę z Twojego bloga przetrwałam to. Nie przeszłam na dietę, patrzyłam z dystansu na to, co robię. Po roku sytuacja się ustabilizowala, a ja znów znalazłam w sobie przestrzeń na myślenie i zadbanie o siebie w inny sposób. Tak, przytylam a moje zdrowie się pogorszyło (łatwo mi to poznać po opryszczce co 2 tygodnie). Ale teraz jest dobrze. I bez diety i nienawiści do siebie, a za to ze zrozumieniem. Tak, te chipsy i mrożona pizza pomogły mi przetrwać i nie mam sobie za złe. Nawet jeśli nie trwało to tydzień, a rok.