Jak zbić kasę na głodzeniu ludzi
Jeśli myślisz, że czas diet 1000kcal dawno minął to żyjesz w różowej bańce ciałopozytywności. To standard, że catering dietetyczny oferuje “5 zbilansowanych posiłków 1000kcal za 1000zł miesięcznie” a znana aktorka mówi, że śniadanie złożone z 30g odżywki białkowej syci ją na wiele godzin.
Kultura diet stworzyła biznes z nieograniczonymi dochodami. Kompleksy można mnożyć, ciągle tworzyć nowe. Wyobraźnia jest limitem. W naszej desperacji by być akceptowanym społecznie kultura diet znalazła świetne źródło dochodu. Łatwo nas wykorzystać. Reklamy przyciągają nas obietnicą że też możemy dokonać zmiany, przejść metamorfozę. Zdjęcia przed i po mają nas zwabić i upewnić, że to takie proste. Skoro ktoś tego dokonał ty też możesz. A jeśli nie możesz to jest twoja wina. Wina twoich wymówek i lenistwa. O czym się nie wspomina, to dalszy los ludzi. Życie po sesji zdjęciowej, kiedy wszystko zaczyna się sypać.
Kultura diet wie jak zrobić biznes na głodzeniu ludzi
Zbudowała doskonale działający plan:
- stworzyła nienaturalny ideał ciała,
- sprzedaje super drogie produkty które nie sycą,
- zamienia zwykłe pokarmy w super food i sprzedaje za krocie – przykład, 30g daktyli i 10g orzeszków ziemnych (w sumie 150kcal) w cenie 5zł sprzedawane przez znaną osobę,
- sprzedaje usługi pomagające nie jeść
- sprzedaje ruch którego nie lubisz ale płacisz
- sprzedaje ubrania, których większość społeczeństwa nie może nosić bez diety
- czerpie zyski z poczucia winy i nadziei, że kiedyś będzie lepiej
- tworzy nowe kompleksy
Według kultury diet 250kcal posiłek to wystarczająca kolacja. Fit menu, które nie syci i jest 2x droższe od standardowego jest idealne dla kobiety i to symbol dbania o siebie.
Społeczeństwo wydaje się nie widzieć problemu i ciągle daje się wciągać w to szaleństwo.
To wszystko byłoby może bardziej strawne, gdyby faktycznie to ludzie, indywidualnie byli sobie winni. Ale, czy to nie przemysł stworzył problem? Czy środowisko w którym żyjemy nie jest współodpowiedzialne? Czy rządzący nie przykładają ręki prowadząc taką a nie inną politykę? Zaraz usłyszę głosy, że ludzie mają rozum i mogą decydować sami. To fakt, tyle że to się nie sprawdza na poziomie społecznym. Owszem indywidualne jednostki potrafią się oprzeć światu. Ale społeczeństwo jako całość już mniej.
Ostatecznie jednak odpowiedzialność za wszystko zwalana jest na jednostkę. Idea jest taka, że nikt nie zmusza konsumenta do kupowania ciastek (poza chwilami gdy są nam wciskane 1+1 gratis). I skoro rząd wspiera tę strategię poprzez ukierunkowaną kampanię zachęcającą osoby do dokonywania lepszych, bardziej świadomych wyborów to wszystko jest w porządku.
Chociaż jasne jest, że nasze wybory żywieniowe są kwestią osobistej odpowiedzialności, ważne jest, aby pamiętać, że nie dokonujemy wyborów w próżni. Wybieramy naszą żywność w środowisku rządzonym przez politykę dochodu. Faktem są niskie ceny żywności o kiepskiej wartości odżywczej. Wydaje się miliardy, aby przekonać nas do przejadania się i wyboru żywności która szkodzi naszemu zdrowiu.
Epidemia czy polityka?
Stosunkowo niewielka grupa naukowców i lekarzy, wielu wspieranych bezpośrednio przez przemysł odchudzający, stworzyła arbitralną i nienaukową definicję nadwagi i otyłości. Zniekształcone statystyki dotyczące konsekwencji tycia i opinie ignorują skomplikowane realia zdrowotne związane z otyłością.
Do dzisiaj nie ma żadnych bezpiecznych i skutecznych metod długoterminowej utraty więcej niż około 5 procent masy ciała. Specjaliści udzielają porad, jak utrzymać BMI w zakresie „zdrowej wagi”, pomimo tego, że dla większości z ludzi jest to dosłownie niemożliwe.
W czerwcu 1998 roku zmieniono zakres zdrowej wagi, decydując, że BMI 26-27 będzie świadczyć o nadwadze. Decyzję tę zawdzięczamy grupie specjalistów Amerykańskich, głównie dyrektorom klinik odchudzających. Z dnia na dzień zmieniono 29mln ludzi ze zdrowych na żyjących z poważnym ryzykiem nadciśnienia, cukrzycy, miażdżycy i szeregiem recept na środki odchudzające.
Badania przedstawione w raporcie nie potwierdziły słuszności zawężenia ram zdrowej wagi. W praktyce, jedyne znaczące badanie, które zacytowali w swoim raporcie eksperci (a właściwie przegląd badań dotyczących związku między BMI a śmiertelnością), sugerowało, że właściwym krokiem byłoby zwiększenie zakresu. W przeglądzie nie znaleziono statystycznie istotnego związku między BMI a śmiertelnością, dopóki BMI nie przekroczy 40. Pomimo tego ustalono granicę dla nadwagi na 25 i dla otyłości na 30.
Członek grupy ekspertów którym zlecono ustalenie nowych zaleceń przyznał, że “naciskano na nas, aby standardy były zgodne ze standardami już zaakceptowanymi przez Światową Organizację Zdrowia”. Innymi słowy, ta decyzja została podjęta z powodów politycznych, a nie dlatego, że była poparta nauką lub interesem publicznym.
Ostatecznie raport, który sugerował obniżenie zakresu zdrowego BMI został stworzony w dużej mierze przez IOTF (Międzynarodowa grupa zadaniowa ds. otyłości), finansowanej głównie przez producentów środków odchudzających (Xenica, Meridia). To, czy będziesz cieszyć się pełnią zdrowia przy BMI 18 czy 30 jest kwestią indywidualną. Nie można określić tego raportem i odgórnymi zaleceniami.
Kultura diet
Kultura diet to system praktyk oparty na przekonaniu, że bycie szczupłym jest moralnie dobre, a bycie grubym jest moralnie złe. Ceni ona niską wagę, kształt i mały rozmiar bardziej niż zdrowie i dobre samopoczucie. Wielu z nas codziennie wpada w jej pułapkę.
Pewnie nieraz słyszałeś, że diety nie działają. Dlatego dzisiaj kupujemy styl życia (oparty na skrupulatnym liczeniu kalorii i treningach ze ścisłą kontrolą wagi)! Przesłanie brzmi: jeśli tracisz na wadze, stajesz się zdrowszy!
Kiedy wszystko zaczęło wychodzić na jaw przebranżowiono kulturę diet na dbanie o zdrowie. Nagle odchudzająca się Grażyna przestała biegać o poranku i zjadać batonik białkowy by zmieścić się w sukienkę na wesele siostry. Teraz biega w południe i pije koktajl białkowy bo chce być zdrowa (na weselu siostry). W rzeczywistości chodzi o to samo.
Kultura diet wkomponowała się w codzienne życie – jest częścią naszych rozmów i działań, zawładnęła naszymi relacjami z jedzeniem i ciałem. Wkomponowała się w życie tak dobrze, że te rzeczy wydają się normalne.
Jak to robi?
- Wmawia nam, że pokarmy są albo dobre albo złe
- Chwali nas za zmniejszenie rozmiaru ciała
- Ukrywa się pod hasłami dbania o zdrowie
- Wykorzystuje fat fobię jako swoją siłę napędową
- Podsyca fat fobię
- Przypisuje poczucie własnej wartości wyborom żywieniowym
Kultura diet, zakorzeniona w bardzo wąskim postrzeganiu piękna i ideale szczupłego ciała, każdego dnia wyniszcza kobiety i mężczyzn swoimi nierealistycznymi oczekiwaniami. Uzasadnia to błędnym założeniem, że mały rozmiar jest synonimem zdrowia, sukcesu i świadczy o moralności i sile charakteru.
Płaski brzuch, dla zdrowia!
Czujesz, że robisz właściwą rzecz. Dbasz przecież o zdrowie. Nie daj się zwieść. Znajdujesz tylko inną nazwę dla swojej diety. Ciągle wciska ci się szczupłość i kształtowanie sylwetki fałszywie utożsamiając to ze zdrowiem.
Utykasz w błędnym kole.
Znasz ten wzór? To kosztuje cię bardzo dużo:
- Tracisz zdolność rozpoznawania głodu i sytości
- Psujesz swoją relację z jedzeniem i ciałem,
- Twoje zdrowie psychiczne się pogarsza
- Tracisz wiarę w siebie i zaufanie do siebie
- Pogarsza się twoje zdrowie fizyczne
Przemysł dietetyczny zarabia fortunę każdego roku, poprzez wmawianie ludziom, że powinni za wszelką cenę starać się by ich ciało było mniejsze. Dla zdrowia, dla powodzenia, dla szczęścia, dla sukcesu, dla miłości. Wszystko co dobre utożsamiane jest z małym rozmiarem. To okrutna taktyka marketingowa, której celem jest jedynie zysk.
Zostaw komentarz