Nie masz satysfakcji z jedzenia? Zjesz więcej!
Jeżeli nie masz satysfakcji z jedzenia, zjesz więcej!
Hola hola! Przecież to sprzeczne z logiką, czyż nie?
Jedz niesmaczne rzeczy, dużo białka i błonnika a zjesz mniej i schudniesz. Czyż nie tak się mówi?
No właśnie, wydawałoby się, że to jest podstawowa zasada kontrolowania jedzenia. Tylko, że to nie działa. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie mieliśmy tak bardzo siebie kontrolować. Ciało nie jest rozpuszczonym potworem, którego trzeba trzymać krótko, żeby się zbytnio nie rozpanoszyło. Po drugie, niesmaczne jedzenie kończy się tym, że albo zjemy za dużo podczas posiłku, albo będziemy potem podjadać, cokolwiek tylko się znajdzie pod ręką.
Chcesz sobie uprzykrzyć życie, podjadać, rzucać się na słodycze i tracić wszelką kontrolę kiedy tylko znajdziesz się blisko smacznego jedzenia? Proszę bardzo. Kupuj tylko to, co ci nie smakuje, nie trzymaj w domu nic, co można zjeść na szybko. Upewnij się, że po zakupach nie masz żadnych szybkich przekąsek, a jeśli chcesz zjeść kanapkę to najpierw musisz sobie upiec chleb. Nie zapomnij też, by jeść dużo zapychającego białka bez tłuszczu i nie solić. Z pewnością zjesz mało! Tak, tylko do czasu. I tylko pozornie.
Pamiętam kiedy naiwnie starałam się ograniczyć słodycze, kupując bakalie. Sama w tym momencie śmieje się z siebie. Owszem nie zjadłam czekoladki, ani batonika który miał może 40 g a w tym 20 g cukru (co jest jak najbardziej w porządku według zaleceń WHO). Zjadłam 100g daktyli i doprawiłam łyżką masła orzechowego. Albo upiekłam jakieś zdrowe ciasto bez cukru, które było tak rozczarowujące, że zjadałam połowę, nie mając żadnej przyjemności i rozepchany żołądek.
Ostatnimi laty, kiedy kultura diety rozgościła się na dobre w naszych domach, straciliśmy radość z jedzenia. Ale my tej radości potrzebujemy i zawsze potrzebować będziemy. Dlatego warto pozwolić sobie na przyjemność podczas głównych posiłków, by nie musieć jej później szukać ze wstydem i poczuciem winy, ukradkiem, ryzykując przejedzenie i złe samopoczucie.
Dodajmy do tego amerykanizację naszego żywienia, a więc stawianie na duże porcje jedzenia kosztem ich smaku i masz babo placek. Oszczędna Zosia wie, że bardziej opłaci się jej kupić wielopak tanich ciastek niż zjeść jedno porządne, które rozpieści podniebienie.
Problem w tym, że sytuacja ekonomiczna wielu ludzi nie pozwala na rozpieszczanie podniebienia jakością. Kiedy człowiek sobie policzy ile może mieć jedzenia w cenie tego małego ciastka z cukierni, to mu się już odechciewa smakołyku. Mało tego, kiedy ten sam człowiek doświadczył restrykcji, to będzie miał podwójny argument za wydaniem pieniędzy efektywnie, a nie na małe drobiazgi.
W końcu za chwilę znów przejdzie na dietę i błędne koło się zamknie.
Niezależnie od zasobności portfela, przestaliśmy dawać sobie prawo do cieszenia się posiłkiem. Od smacznych pokarmów są święta i specjalne okazje. Idziesz z koleżanką do kawiarni, możesz sobie w końcu pozwolić na wielki, czekoladowy deser w towarzystwie kawy. Albo weekendowy cheat meal. Poza tym, czysta micha. Boimy się smacznego, satysfakcjonującego jedzenia. Niepotrzebnie, ponieważ kontrolę tracimy tylko kiedy doświadczamy restrykcji.
Bez przyjemności nie ma dobrej relacji z jedzeniem. Jednakże by pozwolić sobie na przyjemność i nie tracić kontroli nad jedzeniem potrzeba mieć poczucie bezpieczeństwa żywieniowego, a więc regularnych, smacznych i sycących posiłków, na które nie trzeba sobie niczym zasłużyć.
Zdjęcie autorstwa Daria Shevtsova z Pexels
Zostaw komentarz