Odchudzanie z nienawiści do siebie
“Jeśli będziesz się wystarczająco mocno nienawidzić to twoje ciało się w końcu zmieni”
“Nienawidzę swojego ciała tak bardzo że odchudzanie to moja jedyna szansa”
Czujesz tak czasami? A może codziennie?
Z nienawiści nie przychodzi nic dobrego. Nienawiść do ciała nie czyni je piękniejszym, lepszym ani zdrowszym.
To, że spojrzysz w lustro z obrzydzeniem. Że skrytykujesz w myślach swoje nogi. Ściśniesz brzuch w za małych spodniach i z namiętnością będziesz oglądać metamorfozy tych którym się udało schudnąć albo zbudować muskulaturę. To wszystko w niczym ci nie pomoże.
Zastanów się, czy cała ta nienawiść naprawdę pomaga twojemu ciału czy tylko powoli wykańcza cię fizycznie i psychicznie? Czy to ciągłe wyliczanie swoich niedoskonałości przybliżyło cię w jakiś sposób do ideału czy jedynie odebrało chęć do życia? Czy wyszukiwanie brzydoty u siebie dało ci szczęście?
Założę się, że nie. Bo to tak nie działa. Życie nie zaczyna się naprawiać jeśli wystarczająco mocno nienawidzisz siebie. Chociaż cały świat nas w tym utwierdza. Lekarze, rodzice, rówieśnicy, celebryci, babcie i ciocie, wszyscy nakręcają tę niechęć do siebie. Bo wydaje im się, że jak wystarczająco mocno cię zdołują to ty się zmienisz. I ty w końcu w to wierzysz.
Badania wskazują, że im bardziej skupiamy się na swoim ciele tym gorzej się czujemy. Jednak to torturowanie siebie trwa i ma się dobrze. Dzisiaj mamy tyle nienawiści do siebie, do ciał naszych znajomych, do ciał swoich dzieci i swoich rodziców, do ciał nieznajomych ludzi z internetu. Ta dusząca, ściskająca serce niechęć. Czytając niektóre komentarze w sieci można dosłownie wyczuć sączący się z nich jad.
Ideę perfekcyjnego ciała skutecznie sprzedaje branża modowa. Branża dietetyczna uzupełnia branżę modową wciskając kit, że wystarczy się troszkę postarać, pomęczyć bo ideał jest blisko. Pomimo tylu badań mówiących jasno, że tak się nie da, że to nie działa, że trzeba inaczej, nic się nie zmienia.
W świecie mody jeśli modelka znajduje się po środku normalnej wagi według standardów BMI jest już zaliczana do grupy plus size. Co mają na to powiedzieć przeciętne kobiety? Większość kobiet na zachodzie znajduje się w górnej granicy BMI, czyli tam gdzie branża modowa do niedawna w ogóle się nie zapuszczała.
Nie ufaj BMI
Większość z nas nie pasuje do ideału.
- Nie pasujemy do mody. Nasze ciała są skrajnie różne, nie takie jak chcieliby wielcy projektanci.
- Do branży dietetycznej też nie pasujemy. Bo tych diet nie da się przestrzegać zachowując normalne życie.
- Do branży fitness jest nam jeszcze dalej. Nasze potrzeby są skrajnie inne niż branża by sobie życzyła.
I wszystkie te 3 branże starają się nas przekonać, że to my musimy się dopasować. A to jest jedna wielka bzdura. To moda powinna nam służyć. Bez nas nie będzie istnieć. To branża dietetyczna powinna dostosować się do naszych potrzeb i mieć takie produkty, które nam służą a nie działają przeciw nam. I w końcu to branża fitness powinna zmienić się tak, by mieć ofertę dla wszystkich ciał. I byśmy bez względu na wagę znajdowali takie rozwiązania, które przyniosą nam wszystkim wymierne korzyści.
Traktujemy swoje ciała jak worki treningowe. Wszystko na około do tego zachęca. Pod przykrywką zdrowia chowają się agresywne zębiska kultury diet. Czytam z jednej strony oświadczenie znanej trenerki, że dieta 1000kcal to zło, ale już patrząc na catering, który promuje swoim nazwiskiem widzę jak byk opcję 1000kcal a w tym 5 zbilansowanych posiłków. Serio?
Niby nie należy chudnąć za szybko ale wychwala się kobiety, które schudły ekspresowo i bardzo dużo. Miała być promocja zdrowia ale wyszło jak zwykle. Zachęcanie do uzyskania nieosiągalnego dla większości ciała. Kłamanie, że każdy może tak wyglądać, że każdy powinien spróbować. I mamy całe pokolenia umęczonych dietami ludzi. Ludzi którzy próbowali wiele razy, nadwyrężyli swoją silną wolę więcej razy niż potrafią sobie przypomnieć. By choć na chwilę się dopasować do społecznego ideału.
Kultura diet ma się bardzo dobrze i nigdzie się nie wybiera. Zawsze znajdzie się ktoś kto powie, że wystarczy bardziej się postarać, że upragniony cel jest tak blisko. Ale przepraszam czyj to cel? Bo nie wierzę, że najważniejszym celem w życiu wszystkich ludzi jest posiadanie idealnego ciała. Nadrzędnym celem przeciętnego człowieka jest bycie szczęśliwym. Jak to się ma do kultury diet? Nijak. W kulturze diet to odchudzanie jest celem życia. Szczęśliwy człowiek nie inwestowałby fortuny w naprawianie swojego ciała. On wykorzystałby swoje ciało, takie jakie jest, do przeżywania swojego szczęścia.
Dziewczyno, chłopaku to są puste obietnice. Jeśli nie zrobisz czegoś pomimo tego jak wyglądasz teraz, nie zrobisz tego nigdy. Nie zaczniesz pływać, jeździć na rowerze, nie pójdziesz do restauracji czy na tańce. Nie będziesz się śmiać bez powodu. Nigdy nie pojedziesz na te wymarzone wakacje. Jeśli nie zaakceptujesz, że jesteś kim jesteś, nic się nie zmieni.
Naprawdę nie musisz najpierw chudnąć by o siebie zadbać. Żeby faktycznie poprawić swoje zdrowie, trzeba wpierw pogodzić się ze sobą. Czyli odwrotnie niż zalecają. Nauczyliśmy się, że najpierw trzeba sobie nawrzucać, wytknąć palcem wszystkie niedoskonałości i dopiero potem coś dobrego może się stać. To jest największe kłamstwo kultury diet. Żeby faktycznie coś dobrego mogło się stać trzeba znaleźć w sobie tyle siły by siebie przytulić. By wyciągnąć do siebie samego przyjazną dłoń i powiedzieć sobie kilka ciepłych słów. By w siebie uwierzyć.
Mamy prawo bycia grubym jeśli tak chcemy, jeśli tak jest nam dobrze. Jeśli natomiast ktoś ma problem z jedzeniem, wie że je za dużo i źle mu z tym to trzeba to przepracować, naprawić zepsuty system. Porozmawiać z doświadczonym specjalistom. Ostatnim co pomoże jest nienawiść i dieta odchudzająca. Bo hejt i dieta tylko ten zepsuty mechanizm jeszcze bardziej nadwyrężą.
Żeby wygrać tę wojnę trzeba odpuścić. Tylko wtedy kultura diet straci swoją siłę. Bo kultura diet posługuje się mową nienawiści i hejtem, nie miłością. Mamy przed sobą całe życie. Czy naprawdę chcemy je przeżyć z nienawiścią?