To oni najczęściej chorują na ortoreksję – o chorobliwym zdrowym stylu życia

Cechuje ich niezłomna wola, samozaparcie i życiowa mądrość, których jedynie pozazdrościć. To oni torują drogę nam, zwykłym zjadaczom chleba, którzy na lunch łapią bułkę z serem popijając ją herbatą, a oni – lunchbox z kaszą quinoa, podgrzanym tofu i topinamburem.
Ja tak to interpretowałam. Bardzo chciałam być taka jak oni i przez jakiś czas mi się to udawało. Czara się przelała, kiedy wyjechawszy za granicę miałam zrobić zakupy na kilka dni, a wyszłam ze sklepu z paczką rodzynek, jabłkiem i jogurtem naturalnym. Poczułam panikę, czym ja się będę żywić przez następne 2 miesiące? Jeszcze bardziej zdezorientowany musiał być mój partner, który po raz pierwszy zdał sobie sprawę z mojego problemu.
W tamtych czasach myślałam, że zdrowie wymaga ściśle tajnej wiedzy i ponadludzkiego poświęcenia. W pogoni za nim umykały mi z oczu te działania zdrowego stylu życia, które będę chcieć robić, zachowując radość z życia i oszczędzając zasoby cennej energii, której umówmy się – z wiekiem nie przybywa.
Skąd się bierze ta obsesja?
Inspiracją do tego wpisu był pierwszy całkowicie w języku polskim przegląd badań przeprowadzony na Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach w 2021 roku. Z ciekawością przeanalizowałam treść publikacji i odniosłam ją do własnych doświadczeń i obserwacji. Zanim jednak je opiszę, musimy sobie powiedzieć, czym jest ortoreksja.
Ja uważam ją za zaburzenie polegające na nadawaniu jedzeniu zbyt dużej mocy. Tak było u mnie. A co mówią specjaliści w tej dziedzinie?
Z czym zmaga się osoba z ortoreksją?
- Wyolbrzymianie wpływu pokarmów na ciało
- Niezwykle restrykcyjne kryteria wyboru pokarmów
- Stereotypy i rytuały, które poważnie utrudniają funkcjonowanie
- Sztywność, brak elastyczności w żywieniu
- Utrata zdolności samodzielnego podejmowania decyzji, poddawanie się nieracjonalnym zasadom
- Zagrożenie życia z powodu niedożywienia
- Utrudnione funkcjonowanie społeczne
- Konflikty z innymi na tle wyborów żywieniowych
To jest życie, nad którym kontrolę sprawuje obsesja na temat tego, co trafia na talerz. Może zaczęło się od troski o zdrowie, ale ten cel dawno się rozmył.
Dziewczyna, która najpierw wybierała lekkie ciasta biszkoptowe z owocami, teraz nie idzie na urodziny przyjaciółki, bo nie będzie mogła kontrolować składu tortu.
Student dietetyki, który zainteresował się składem wędlin, teraz spędza 3 godziny w supermarkecie czytając etykiety, zamiast uczyć się do egzaminów.
Nastoletnia weganka po obejrzeniu dokumentu o branży mleczarskiej zrywa ze wszystkimi znajomymi mięsożercami.
Dwudziestokilkuletnia ja spędzająca kilka dni na researchu jak wyleczyć dziecko, skierowane na zabieg usunięcia migdałków - uwaga - dietą bez glutenu i nabiału. Nie mogłam zaakceptować, że bliska mi osoba zamiast leczyć córkę naturalnie, wybiera szpital. Zignorowała moje rady. Gotowało się we mnie, jak można być tak nieodpowiedzialnym, żeby powierzyć dziecko… szpitalowi. Pieczenie chleba z mąki ryżowo-gryczanej nie jest takie trudne, a mleko da się zastąpić roślinnym, owsiane robi się łatwo. Pozostaje przekonanie małego dziecka, by przestało być wybiórcze, ale to nie moja sprawa. Ja nie miałam dzieci i nie musiałam się takimi detalami przejmować. Wiedziałam tylko, że moi mentorzy od zdrowego żywienia zaleciliby dietę.
Choroba kulturowa
Wracając do sceny ze sklepu. Patrząc na półki wszystko wydawało mi się niejadalne. Normalnie nie wzięłabym nawet jogurtu naturalnego, kto wie z jakiego źródła było mleko. Ale zawstydzona musiałam zabrać cokolwiek. No i wiedziałam, że jutro będę przecież głodna, a wtedy nikt mi już nie pomoże.
Z przerażeniem obserwowałam lokalnych mieszkańców, którzy jedli biały chleb i nic sobie z tego nie robili. Starsi ludzie nie powinni przecież dożyć tego wieku odżywiając się w ten sposób. Nikt im o tym nie powiedział? Widać nie wiedzieli, a ja nie znałam ich języka, by ich uświadomić.
Tamten niechlubny okres mojego życia pokazał mi, że cechą charakterystyczną ortoreksji jest jej wyraźnie środowiskowo-kulturowy charakter. Naprawdę nie da się jednoznacznie powiedzieć, że jedni ludzie mają do niej większą predyspozycję niż inni. Nazwałabym ją chorobą środowiskowo-kulturową. Zależnie od populacji zapada na nią od 1% do nawet 90% osób. Spory rozstrzał – to jakby zasada wszystko albo nic.
Dlaczego tak jest?
Wszystko zależy od narzędzia diagnostycznego, wieku osób badanych i środowiska, w jakim żyją.
Nie ma standardowych metod diagnostyki ani nawet zgodnego stanowiska, że ortoreksja jest oficjalnym zaburzeniem odżywiania. Nie ma jej w DSM-5 ani ICD-10. To też dość delikatny temat, bo kiedy możemy ocenić, że dana osoba jeszcze inwestuje w długie i zdrowe życie, a kiedy posunęła się za daleko?
Granica między zdrowotnym zainteresowaniem żywieniem a zaburzeniem jest cienka. Czasem niemożliwa do dokładnego wytyczenia. I to właśnie sprawia, że ortoreksja jest zdradliwa – bywa, że nikt nie dostrzega problemu, dopóki nie będzie za późno.
Kwestia płci
Tutaj nauka sama sobie zaprzecza. Do zaburzenia predysponuje płeć męska – taki wniosek wyciągnęli Karakus i współpracownicy w polskim badaniu przeprowadzonym wśród 208 studentów żywienia i dietetyki. Płeć męska okazała się czynnikiem ryzyka, podczas gdy BMI, stosowanie diety czy suplementów – nie miały istotnego wpływu. Badanie chińskie przeprowadzone wśród 1075 osób wykazało, że na każde 100 osób 8 prezentowało objawy ortoreksji, przy czym na jedną kobietę z ortoreksją przypadało 2 mężczyzn. To potwierdzałoby tezę.
Tylko że... inne badania pokazują, że ryzyko u kobiet jest 2,5 raza większe, czyli na 2 mężczyzn z ortoreksją przypada 5 kobiet. No i nie wiadomo. To jeden z najbardziej zdumiewających przykładów, jak rozbieżne mogą być wyniki badań nad ortoreksją. Sugeruje to, że wpływ płci jest zmienny i może zależeć od wielu czynników – kultury, edukacji, przynależności do grupy.
Ortoreksja po wyjściu z zaburzeń odżywiania
Coś jednak jest pewne: ortoreksja często pojawia się po leczeniu anoreksji i bulimii, niejako w postaci zaburzenia zastępczego, tego bezpieczniejszego, bo przecież się je i nie kompensuje, a kontrola zostaje utrzymana. Z zewnątrz wygląda to na zdrowe podejście. To szczególnie ważne odkrycie, bo sugeruje, że umysł, który borykał się z zaburzeniami odżywiania, poszukuje nowego sposobu urzeczywistniania swojej obsesji.
Zamiast liczenia kalorii w celu osiągnięcia niskiej wagi, chorzy zaczynają kontrolować czystość michy. Maski się zmieniają, ale jednak pozostają.
W mojej opinii ciekawym zjawiskiem jest to, że ortoreksja po zaburzeniach odżywiania pojawia się częściej w Polsce niż np. we Włoszech. Sugeruje to wpływ czynników kulturowych i sposobu, w jaki poszczególne społeczeństwa podchodzą do pokarmu. Choć Polacy lubią i cenią dobre jedzenie, kochają biesiady, to nie mamy we krwi codziennej celebracji posiłków. Ostatnie dekady wręcz bardziej zaszczepiły w nas bycie na diecie niż cieszenie się jedzeniem. Albo ten wirus nie zaatakował jeszcze tak mocno we Włoszech, albo kultura ukochania jedzenia każdego dnia uodparnia.
Grupy o najwyższym ryzyku
Jeśli chodzi o największe grupy ryzyka zachorowania na ortoreksję, wyniki są raczej jednoznaczne.
Społeczność osób praktykujących jogę
Tutaj liczby mówią same za siebie. 86% praktykujących Ashtanga jogę może mieć objawy ortoreksji. Wyobraź sobie: wchodzisz na salę z matami do jogi. Rozglądasz się. Statystycznie, 8 na 10 osób wokół ciebie ma zaburzoną relację z jedzeniem. Ten spokój, ta harmonia i pewność obranej drogi dla większości może być jedynie fasadą zaburzeń.
Joga, która mogłaby być praktyką harmonizującą ciało i umysł, dla wielu zamieniła się w ideę chorobliwego dążenia do ideału. Idealne ciało, dieta idealna, życie idealne. Joga przyciąga ludzi, którzy szukają doskonałości, a ortoreksja jest dla nich naturalnym przedłużeniem tych poszukiwań.
Użytkownicy Instagrama
Gorzej jest jedynie wśród użytkowników mediów społecznych. W pierwszej analizie ortoreksji w kontekście mediów społecznych, jaką przeprowadzono, wykazano, że wśród użytkowniczek Instagrama skupionych w społeczności zdrowego żywienia tylko jedna na 10 nie wykazuje symptomów ortoreksji. Tylko jedna ma zdrową relację z jedzeniem!
Instagram to platforma wizualna, która aktywnie promuje zaburzenia swoim algorytmem. Sprzedaje marzenia.
Branża wellnessowa korzysta z tego, że ludzie tracą zdrowy rozsądek.
Influencerzy zdrowotni zarabiają na cudzej obsesji. Pokazywane przez nich rzeczy są dokładnie takie, jakie algorytm lubi – smoothie bowle w przyciągających wzrok aranżacjach, szczupłe ciała konsumujące zdrowe jedzenie, uśmiechnięte buzie zajadające deser ze skyra. Pewnie, codzienność też przyciąga uwagę, ale nie sprzedaje snu.
To perfekcyjna, przefiltrowana, wyretuszowana rzeczywistość pobudza wyobraźnię i inspiruje. Mózg, szczególnie ten młody, odbiera to jako standard, a nie jako wyjątek.
Dietetycy, sportowcy i osoby związane z ochroną zdrowia
Szczególnie częste występowanie ortoreksji zauważa się wśród osób, u których szczupła sylwetka wpisana jest niejako w wymóg zawodowy: u dietetyków – w zależności od badania co czwarty lub większość oraz u sportowców i osób intensywnie trenujących.
To samo dotyczy również osób zawodowo związanych z tematem zdrowia, a więc studentów medycyny, pielęgniarstwa, fizjoterapii czy nauk o aktywności fizycznej i żywieniu.
Ci ludzie mają dostęp do informacji medycznej i to okazuje się zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Wiedzą, dlaczego pewne mikro i makroelementy są ważne, ale tej wiedzy mogą używać obsesyjnie i zbyt skrupulatnie. Wiedzą zbyt dużo, aby mogli się zrelaksować, ale nie wystarczająco, aby prawidłowo tę wiedzę zinterpretować. Zresztą, nie tylko oni tak mają. To samo zjawisko dotyczy przeciętnego konsumenta internetu, który przyjął już wiele sprzecznych informacji o jedzeniu i teraz próbuje jakoś nadać im sens.
Wegetarianie i weganie – szczególnie narażeni
Ortoreksja występuje częściej u wegan i wegetarian niż u osób ze standardową dietą. Objawy ortoreksji w tych grupach występują istotnie częściej – aż 56,2% wśród wegetarian w porównaniu do 32,2% wśród osób ze standardową dietą.
Dlaczego?
Dieta wegańska lub wegetariańska wymaga specyficznych wyborów. Każdy posiłek to decyzja, a im bardziej restrykcyjna, tym większe prawdopodobieństwo, że wybór właściwego jedzenia może stać się obsesją.
Szczególnie narażeni są ludzie bardzo młodzi, którzy niedawno przyjęli dietę roślinną. Początkowy entuzjazm i chęć doskonałości w nowym stylu życia mogą napędzać obsesję.
Nastolatki
Młode mózgi w mediach społecznościowych są bardzo chłonne. Okres nastoletni i wczesnej dorosłości ma kluczowe znaczenie dla kształtowania się przekonań i nawyków żywieniowych, które często trwają całe życie. Dlatego to oni stanowią grupę szczególnie zagrożoną.
Polskie badania wskazują, że ortoreksja występuje u 27% młodzieży uczącej się, z najwyższym ryzykiem wśród uczniów w wieku 13–16 lat. Właśnie w tym momencie życia – gdy mózg jest wyjątkowo chłonny, ale krytyczne myślenie jest wciąż niedostatecznie rozwinięte – algorytmy mediów społecznościowych mogą wyrządzić im wielką krzywdę.
Młodzi ludzie w poszukiwaniu tożsamości są podatni na wpływ trendów zdrowotnych. A co jest bardziej atrakcyjne niż tu jestem – ja jem zdrowo, ja mam kontrolę, ja wiem lepiej? Za mojej młodości źródłem tego był Facebook, cóż się tam nie działo, a mój umysł nasiąkał tym jak gąbka.
Obsesja przychodzi łatwo
Ortoreksja nie pojawia się z niczego. Muszą wystąpić pewne uwarunkowania, by się rozwinęła.
Sprzyja jej przede wszystkim fragmentaryczny dostęp do informacji i brak zdolności lub chęci do analizowania ich w szerszym kontekście.
Szczególnie podatne na nią są osoby pragnące poczuć kontrolę nad czymś w swoim życiu. Zachowania ortoreksyjne nasila przebywanie w otoczeniu ludzi, którzy się wzajemnie wzmacniają w obsesyjnym myśleniu. W dzisiejszej rzeczywistości są to najczęściej wirtualne grupy zainteresowań i społeczności skupione na cyfrowych platformach. Społeczności te nagradzają ekstremalne postawy dotyczące zdrowia jako autentycznie wartościowe i godne podziwu. Koniecznie musi pojawić się jakiś charyzmatyczny guru z silną osobowością o ekstremalnych przekonaniach by umacniać sens działania.
To są doskonałe warunki dla rozwinięcia się ortoreksji.
Co mnie uratowało?
Zatrzymała mnie szara rzeczywistość. Ortoreksja to drogi styl życia, a mnie nie było już na niego stać. Oczywiście brak pieniędzy mnie nie wyleczył, ale z pewnością dał czas, by spojrzeć na swoją sytuację z innej perspektywy.
Ostatecznie to była moja własna decyzja, by z tego wyjść. Rozumiałam mechanizm utopionych kosztów. Tak dużo zainwestowałam, że długo szkoda mi się było wycofać, ale z drugiej strony to mnie jedynie pogrążało. Nie widziałam przed sobą żadnych perspektyw. Nie chciałam tak dłużej żyć.
Kiedy dziewczyny na wyjeździe do Warszawy jadły kanapki ze stacji benzynowej, ja miałam podróżne domowe, zdrowe krakersy.
Kiedy te same dziewczyny na wyjeździe w Krakowie na kolację zjadły pizzę, a na śniadanie kanapki z pasztetem, ja… znalazłam w pobliskim sklepie tylko chipsy solone, które były bezglutenowe i jajka. Pamiętam, że praktycznie nie dało się ich usmażyć na starej elektrycznej kuchence airbnb. To było smutne życie.
Bardzo pomocne było odcięcie się od treści z mediów społecznościowych mówiących o właściwym jedzeniu. Ortoreksja karmi się społecznością wiernych współwyznawców. Jeśli ich nie ma, zaburzenie słabnie. Myślę jednak, że decydującym elementem zdrowienia było opowiedzenie o tym w sieci i poznanie ludzi, którzy przeszli to samo co ja.
Ostatnie słowo
Jeśli rozpoznajesz się w tym tekście, zatrzymaj się. Ortoreksja nie zatrzyma się na zniszczeniu twojej relacji z jedzeniem. Ona niszczy też marzenia, zastępuje je wizją, w której szczęście to koszyk pełen ekologicznych produktów i suplementy ręcznie produkowane o wschodzie słońca w klasztorze buddyjskich mnichów.
I prawdopodobnie nikt cię nie obudzi z tego snu, bo…
ortoreksja to jedyna choroba, w której im bardziej jesteś chory, tym bardziej wszyscy ci gratulują siły woli.
Niestety, ortoreksja to zaburzenie, które wciąż nie ma oficjalnego statusu. Brakuje jej standardowych metod diagnostyki i terapii, ale to nie oznacza, że nie jest realne. Jest i ma niezaspokojony apetyt na twoje szczęście.
Dzisiaj, kiedy prawie każdy jest obecny w mediach społecznościowych, w pewnym sensie jest influencerem, jeśli wpływa na życie innych. A zdrowie już dawno przestało być stanem pozwalającym prowadzić normalne życie. Stało się jedynie pustym słowem, za pomocą którego można sprzedać cokolwiek.
Podejrzewasz u siebie ortoreksję? Zacznij od wypełnienia podstawowego testu Bratmana (Bratman Test for Orthorexia – BOT). Pamiętaj, test nie zastępuje badania lekarskiego i nie stanowi ostatecznej diagnozy.
- Czy spędzasz więcej niż trzy godziny dziennie na rozmyślaniu o swojej diecie?
- Czy planujesz swoje posiłki kilka dni wcześniej?
- Czy wartość odżywcza Twoich posiłków jest dla Ciebie ważniejsza niż sama przyjemność wynikająca z jedzenia?
- Czy jakość Twojego życia obniżyła się, gdy wzrosła jakość Twojej diety?
- Czy stałeś się dla siebie bardziej surowy niż dotychczas?
- Czy poczucie Twojej własnej godności wzrosło na skutek przekonania, że zdrowo się odżywiasz?
- Czy zrezygnowałeś z jedzenia dla przyjemności, po to by zjeść „właściwą" żywność?
- Czy Twoje zasady dietetyczne nie pozwalają Ci na zjedzenie czegoś poza domem, dystansując Cię w ten sposób od rodziny i przyjaciół?
- Czy czujesz się winny, gdy nie stosujesz się do swojej diety?
- Czy czujesz się spokojny, wiedząc, że masz całkowitą kontrolę nad tym, że potrafisz zdrowo się odżywiać, zgodnie z narzuconymi sobie zasadami?
Za każdą twierdzącą odpowiedź przyznaj 1 punkt.
- Mniej niż 5 punktów: prawdopodobnie masz prawidłową relację z jedzeniem
- 5–9 punktów: jesteś osobą ekstremalnie skupioną na zdrowym jedzeniu
- 10 punktów: prawdziwa obsesja jedzenia, która może być ortoreksją
Pamiętam moje pierwsze posiłki po całkowitym wycofaniu się z ortoreksji. Poczułam spokój i bezpieczeństwo, jakich nie doświadczyłam w jedzeniu nigdy wcześniej. Wiedziałam, że jedzenia nie będę się już nigdy bać i nigdy też nie grozi mi utrata kontroli. To zostało wyjaśnione, zrozumiane i pozostawione w przeszłości. Teraz jest czystą kartką, którą zapisuję świadomie. Czujesz, że przyszedł już właściwy czas by też z tego wyjść? Zacznij tutaj, poznaj czym jest jedzenie intuicyjne.
Opinie klientek
Bardzo polecam spotkania z Małgorzatą Akkus – pełne zrozumienia, ciepła i otwartości na problem, a także chęci dzielenia się wiedzą i realnie pomocnym, rzeczowym i normalizującym podejściem do zdrowia, jedzenia i relacji z nim.
Z Małgosią zaczęłam współpracę w styczniu. Był to początek roku z hasłem przewodnim „ nowy rok, nowa ja”. I rzeczywiście tak się stało. Przez ładnych pare lat zaburzenie odżywiania rządziło moim życiem. Odkąd współpracuje z Małgosią nie tylko relacje z jedzeniem znacznie się poprawiły, ale również relacje z ludźmi i samoakceptacja (oczywiście mam jeszcze trochę do przepracowania, ale już nie jestem swoim największym wrogiem). Małgosia jest wspaniałą osoba, przy której można zawsze czuć się swobodnie, trafnie doradza i pokazuje jak jeść intuicyjnie bez żadnych wyrzutów sumienia.Polecam jak najbardziej.Wiem co to znaczy, zniszczyć sobie ładnych pare lat zycia przez diety, zakazy, nakazy i treningi bez końca,bez nadziei, ze kiedyś będzie lepiej. Z jej pomocą widzę ogromny postęp i wiem wyjście z zaburzeń odżywiania jest możliwe. Dziękuje
Z Małgosią, pracuję już pół roku i wiem, że dzięki tej współpracy moje życie zmieniło się i zmienia cały czas na lepsze. Wiem, że zmiana wymaga odwagi ale serio warto! Małgosia jest wspierająca, nie ocenia, mam do niej pełne zaufanie. Widzę też jak lepsze relacje z jedzeniem wpływają na polepszenie w innych sferach mojego życia. Zamiast wydawać kasę na kolejne diety i catering odchudzający lepiej nauczyć się jeść intuicyjnie i żyć pełnia życia bez ciągłego uzależniania poczucia swojej wartości od kultury diet. Dziękuję Małgosiu <3
,, Rok temu trafiłam do pani Małgosi. Był to najgorszy moment w moim życiu. Mając zaburzenia odżywiania,niską samooceną myślałam,że już na zawsze jestem zmuszona być na dietach. Ale to Pani Małgosia pokazała mi,że aby być szczęśliwą nie trzeba być na diecie, że można mieć wysoką samoocenę kiedy zaufa się swojemu ciału i sobie. To Pani Małgosia pokazała mi jak jeść intuicyjnie,jak słuchać swojego ciała i jak je zaakceptować. Polecam z całego serca Panią Małgosię ! Dzięki Pani Małgosi można odzyskać wolność i spokój..i w końcu cieszyć się życiem wolnym od diet, restrykcji, kultury diet.”
„Podziekuję jeszcze raz za twoją ze mną pracę. Odbija mi się to pozytywnie do dzisiaj, pomaga nawigować w różnych rozdziałach pracy pobariatrycznej niesamowicie. Nawet kiedy mam miesiace kiedy jedzenie jest mi zupełnie obojętne bo czerpię przyjemność z czegoś innego itd, to wiem z tyłu glowy, bo przeżyłam i przegadałam z tobą, że jeśli chcę to mogę mieć foodgazmy.[…] Wiem, ze jedzenie intuicyjne czeka i bedzie grane. […] Efekty twojej ze mną pracy są obecne codziennie i codziennie czerpię z nich spokój i pewność.”
Małgosia korzysta z aktualnych wyników badań i danych, które potwierdzają, że życie w zgodzie z ciałem, uważnoscią na jego potrzeby i autentyczne, naturalne działania z poszanowaniem intuicji jedzeniowej czy ruchowej są podstawą zdrowia w ujęciu holistycznym. Jest świetnym przewodnikiem, ciepłym i cierpliwym nauczycielem, wyrozumiałym i troskliwym opiekunem w drodze do odzyskania siebie po latach w tytłania się w kulturze diet, opresji jedzeniowej czy treningowej. W tym pędzącym świecie pełnym perfekcjonizmu, nierealistycznych kanonów piękna czy restrykcji żywieniowych jest ze swoją wiedzą i mądrością (opartą o własne doświadczenia z obszaru relacji z jedzeniem) lustrem, w którym możesz się prawdziwie zobaczyć i usłyszeć. Jest świetnym psychodietetykiem, ktory pomógł mi zobaczyć zaburzoną relację z jedzeniem, z własnym ciałem i z aktywnością ruchową, a także poprowadzić mnie kroczek po kroczku jak uzdrowić i/lub uzdrawiać te obszary. Wspólna praca pozwoliła mi rozpracować i zostawić za sobą kompulsywne jedzenie, nierealistyczne założenia treningowe, wniósł w moje życie odkrycie czym jest mój głód a czym sytość, co faktycznie mi smakuje, czym jest przyjemna aktywność. Do Małgosi trafiłam, gdy po kilkunastu latach prób różnych diet i treningów odkryłam, że to nie może tak być. Człowiek tysiące lat temu nie urodził się z jadłospisem w ręku co ma jeść i kiedy, ani z kartką z rozspiską treningów. Dziękuję Małgosiu za Twój wysiłek i towarzyszenie w tej podróży, za zrozumienie i obecność za każdym razem, kiedy się rozglądam z lękiem. ❤ Polecam współpracę z Małgosią całym sercem!
Konsultacje pomogły mi zobaczyć jak to, co wydawało mi się zdrowymi nawykami żywieniowymi było tak naprawdę restrykcjami. Bardzo podobał mi się praktyczny aspekt konsultacji – eksperymentowanie ze smakami, teksturą, kolorami, poznawanie odczuć głodu i sytości. Czuję się teraz dużo swobodniej jeśli chodzi o moją relacje z jedzeniem i czuję, że mogę ufać swojemu ciału :)
Prace z panią Małgosią zaczęłam rok temu, będąc już tak psychicznie zmęczona nieustannym byciem na diecie, następnie dołkiem z powodu efektu jo-jo, nie wierząc w swoją sprawczość, myśląć i próbująć kontrolować jedzenie i wagę cały dzień.
Po roku, czuję się wolna, sprawcza, jedzenie stało się tak normalne i zwyczajne jak oddychanie, ubieranie itd. Zrozumiałam, że ja nie mam problemu z jedzeniem, nie jestem słaba, tylko potrzebuje przyjrzeć się swoim przekonaniom, wsłuchać w swoje ciało. Wiem też, że to dopiero początek, dostałam masę narzędzi i wsparcie, inną perspektywę, reszta należy do mnie. Czuję wdzięczność do pani Małgosi, że towarzyszyła mi w tej ścieżce, i do siebie, że zamiast skupiać się na problemie, wyciągnęłam rękę po pomoc.
Z całego serca polecam Gosię jako psychodietetyczkę! Spotykałyśmy się przez ponad pół roku i każda sesja była pełna merytorycznej wiedzy oraz wsparcia. Gosia uważnie słucha, indywidualnie podchodzi do problemów i świetnie przygotowała mnie na wyzwania związane z jedzeniem intuicyjnym. Dzięki niej zyskałam zdrowe podejście do jedzenia i większą pewność siebie.

