Otyłość? Jakie fakty ukrywa kultura diety.

Otyłość? Jakie fakty ukrywa kultura diety.

Istnieje takie przekonanie, że gruby człowiek jest gruby bo się obżera. A więc wystarczy żeby przestał i zamieni się w normalnego człowieka. Tezę tę testowano wiele razy i nie udało się jej potwierdzić.

Tak, grubi ludzie często jedzą pod wpływem emocji, doświadczają napadów objadania i nierzadko nie są świadomi sygnałów ciała. Tak samo jak ludzie szczupli. Sęk w tym, że jedni przez to tyją a inni nie.

Czasami za tycie odpowiedzialne są hormony (np. brak lub niedobór  hormonu sytości, leki), czasami mechanizm kompensacji po wygłodzeniu. Często wysoka waga jest zapisana w genach. Bywa że genetycznie jesteśmy predysponowani do tycia we właściwych warunkach i wtedy w grę wchodzi epigenetyka. W takiej sytuacji styl życia wprowadzony na wczesnym etapie sprawdzi się, na późnym, szczególnie po wielokrotnym efekcie jojo, już nie.

Najgorsze przyszło po diecie – otyłość

Ja sama majwiększy problem z jedzeniem miałam po odchudzaniu. Taki paradoks, że po latach bycia na deficycie i podporządkowaniu życia odchudzaniu, przestawałam sobie z tym radzić. To zdarzyło się 3 razy. Za każdym razem po 4-5 latach utrzymywania deficytu i znoszenia wiecznego głodu. Za każdym razem kończyło się tak samo:

  • Nie umiałam przestać jeść.
  • Nie umiałam radzić sobie z emocjami inaczej jak poprzez jedzenie.
  • Nie umiałam myśleć o niczym innym jak o jedzeniu.
  • Nienawidziłam siebie z powodu tak wielkiej porażki.

Problemy skończyły się po trzeciej turze tycia po deficycie, kiedy tuż przed trzydziestką przestałam się odchudzać.

Zajęło mi to kilka lat ale dbudowałam zaufanie do ciała i zyskałam poczucie bezpieczeństwa. Odkryłam jednak coś bardzo ważnego. Problemy wracają za każdym razem kiedy próbuję wprowadzić kontrolę lub ignoruję sygnały ciała. 

Odchudzanie to nie lek na otyłość

Gdybyśmy diety nazwali lekiem na otyłość to byłby to najmniej skuteczny specyfik na świecie. Badania pokazują że kilka procent odchudzających się ma tak wielkie pokłady silnej woli, że potrafi żyć będąc w stanie permanentnej głodówki. Ja też do tych kilku procent należałam. Potwierdzam, to jest możliwe. Kosztowało mnie to całą młodość pomiędzy 12 a 29 r.ż.

Dzisiaj już do tej grupy nie należę, w końcu daję sobie prawo by to zaakceptować.

Permanentny głód – cena walki z nadwagą

Życie z permanentnym głodem jest mi doskonale znane. Potrafiłam to robić latami. Z krótkimi przerwami, robiłam to od 12 do 29 roku życia. Musiałam przestać po to żeby zadbać o siebie i mieć za co żyć. Dosłownie.

Moje głodzenie nie przekształciło się w karierę i nie pomogło mi w odniesieniu jakiegokolwiek sukcesu – zawodowego czy osobistego. Nie miałam siły, nie mogłam się skupić, mój mózg odmawiał współpracy, izolowałam się by nie tyć. Moje poczucie wartości było uzależnione od rozmiaru ubrania. Powyżej 36 byłam za gruba by zasługiwać na cokolwiek a rozmiar 36 był dla mnie nieosiągalny nawet przy głodówce.

Problem z tym, że gdy spodnie 36 wchodziły na mój tyłek i, z trudem ale jednak,  mogłam zapiąć pasek (czyli byłam na dobrej drodze do celu), ja byłam już wrakiem. Żyłam kawą, brakowało mi tchu, towarzyszyła mi przewlekła mgła mózgowa i niechęć do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Mój wzrok się pogarszał, chęć życia ulatniała się jakby wyssali ją dementorzy (Harry Potter i więzień Azkabanu). Mnie już nie było a ciało nadal trzymało się tłuszczu. Doprowadziłam się do tego stanu 2 razy. W gimnazjum i później koło 27rż. Ależ ja byłam chwalona i doceniana.

Wymówki – to przez nie jesteś gruba

To akurat fakt, mam uzasadnioną wymówkę by nie głodzić się i zaakceptować ciało, które mam gdy jem do syta. Nie mam możliwości (ani chęci) by odchudzanie było częścią mojego życia. Rachunki same się nie płacą, nikt nie oferuje mi darmowego utrzymania na czas odchudzania. Mój łakomy mózg nie chce pracować na głodzie i odmawia akceptacji perspektywy że tak miałoby już być zawsze.

„Tak, ale przecież można jeść choć trochę mniej i ćwiczyć odrobinę i sylwetka będzie w porządku, przecież nie musi być idealna” – słyszę.

I tu jest pies pogrzebany.

Założenie jest takie, że na początku odchudzania doznamy szoku ale w końcu przyzwyczaimy się do mniejszej ilości jedzenia. Jest to jednak tylko założenie a nie fakt. Nie sprawdza się w rzeczywistości. Nie przyzwyczajamy się do mniejszej ilości jedzenia. Owszem, uczymy się funkcjonować z głodem, który nigdy nie znika ale to nie jest przyzwyczajenie. To zaciąganie kredytu do spłacenia w przyszłości.

Jedni radzą sobie lepiej i dłużej a inni gorzej i krócej. Niektórzy wcale.  Większość ludzi nie jest w stanie zmieść stanu permanentnego głodu, niezależnie czy wynika on z małych restrykcji czy z głodówki.

Powszechnie uważa się, że ciało zaakceptuje swoją nową odchudzoną wersję i przystosuje się do niej. W końcu to jest ta lepsza, zdrowsza forma, jakże ciało miałoby jej nie chcieć? Powinno przystosować metabolizm i wyregulować apetyt. Dlaczego tego nie robi, czyż nie wie w jakim jest błędzie?

Głód to nie lek na otyłość

Kiedy porównamy ciało nigdy nie poddane diecie i ciało odchudzone, z tym samym BMI „w normie”, zobaczymy znaczącą różnicę. Ciało odchudzone:

  • będzie wykazywać zagłodzenie,
  • znacznie zwolni metabolizm,
  • pozbędzie się mięśni
  • organy zaczną szwankować
  • serce, płuca, nerki, narządy płciowe ulegną zmniejszeniu.

„Tłumaczysz sobie swoje lenistwo” – słyszę.

Ale rozumiem i nie oceniam bo ja sama tak kiedyś mówiłam. Do ostatka wierzyłam, że znajdę sposób. JA miałabym nie znaleźć? Jestem silniejsza i bardziej uparta niż ci wszyscy, którym się nie udaje. To wymaga odpowiedniej wiedzy i siły charakteru.

Wierzyłam po cichu, że jednak schudnę nawet angażując się w HAES i Jedzenie Intuicyjne. Rzeczywistość wystawiła moją wiarę na ciężką próbę. Chociaż bardzo chcę wierzyć że mogę kontrolować moje ciało i utrzymać je w akceptowalnej społecznie formie, rzeczywistość sprowadza mnie na ziemię. Kontrola kończy się kompensacją, niepohamowaną chęcią na jedzenie i chaosem żywieniowym. Szybko zaczynam się gubić. Nie mam na to czasu i pieniędzy.

„A co ze zdrowiem”, zapytasz.

Zrowie jest najczęściej podnoszonym argumentem. Należy schudnąć dla zdrowia, to podstawa. Czy faktycznie? O wago-neutralnym podejściu do zdrowia pisałam tutaj:

Nie musisz chudnąć dla zdrowia – o podejściu wago-neutralnym

Dla zdrowia zrobię wszystko, co zrobić mogę w danej chwili bez niszczenia dobrej relacji z jedzeniem.

Oznacza to, że:

  • nie będę mieć poczucia winy kiedy nie będę robić nic z braku siły i środków.
  • nie będę podporządkowywać życia liczbie na wadze
  • będę reagować na niepokjące zmiany z uwagą i czułością
  • dzięki nowo zyskanej samoświadomości znacznie szybciej zauważę, że coś się dzieje
  • będe żyć, robiąc to na co autentycznie mam wpływ.

Ostatecznie waga jest jednym z wielu determinantow zdrowia. Daję sobie pozwolenie skupiania się na tych wszystkich pozostałych aspektach zdrowia, które zaniedbałam skupiając się jedynie na wadze.

Wiedza o fizjologii człowieka i analiza ostatnich 200 lat historii diet nie jest czymś co mnie demotywuje w kwestii dbania o zdrowie. Pokazuje tylko jasno czego robić nie warto i w jaką stronę iść by zauważyć zmiany.

A tutaj poczytasz o tym, dlaczego nie możesz trwale schudnąć pomimo, że naprawdę bardzo się starasz

Mam na imię Małgosia, jestem psychodietetykiem i promotorką nauki jedzenia opartego o intuicję, uważność i kompetencje żywieniowe. 

Konsultacje