Po 3 latach jedzenia intuicyjnego nauczyłam się, że zapasy to podstawa!

Dawno temu jeszcze na początku prowadzenia bloga pisałam, że planuję posiłki na jedzeniu intuicyjnym i że nie mam żadnych zapasów. Mówiłam też, że nie trzymam w domu zbyt wiele jedzenia. Wtedy myślałam że tak jest dla mnie lepiej. Byłam na samym początku drogi i nawet mi się nie śniło jak bardzo wszystko się zmieni!

Dla własnego dobra..

Wydawało mi się, że robię to wszystko dla własnego dobra. Takie zabezpieczenie zarówno przed tym, że miałabym być głodna jak i przed zjedzeniem „za dużo”. W końcu po tylu latach diet miałam wyryte w podświadomości, że jakaś forma kontroli musi pozostać. Kontrolowałam więc jakość jedzenia i jego dostępność.

Dzisiaj nie robię ani jednego ani drugiego. To znaczy, nie mam ściśle zaplanowanych posiłków a mój dom nie jest już pusty! W jaki niby sposób dom bez jedzenia miał być dla mojego dobra? Jak pracować i funkcjonować jeśli w domu nie ma jedzenia i ciągle trzeba myśleć o zakupach! Nie było łatwo to zaakceptować, ale teraz zawsze mam pełno jedzenia, z którego da się przygotować spontaniczny posiłek.

Planować posiłków na dłużej nie potrafię. Zwyczajnie nie chcę takich reguł. Nie umiem się do nich zmusić. I tak zjem to, co chcę zjeść a nie to, co powinnam. Satysfakcja jest dla mnie ważniejsza. Poza tym, trzymam w domu wszystkie podstawowe pokarmy. Nie będę ci kłamać, że to wyszło ode mnie, że tak chciałam. Ja bym się zbytnio bała by pozwolić sobie na bycie otoczoną jedzeniem. To zawsze było normalnością mojego męża. To on lubi mieć tyle zapasów, że dosłownie nie ma ich gdzie trzymać. W takim domu wyrósł. Po pierwotnym szoku i ja do tego przywykłam. Okazuje się to naprawdę wygodne!

Zapasy i lista przepisów

Po pierwsze, z czasem wypracowaliśmy umowną (nie spisaną ale wszystko przede mną) listę dań, które jemy. Zawsze mamy w domu składniki na przygotowanie przynajmniej kilku potraw z listy.

Po drugie, kupujemy pokarmy, które można zamrozić lub, które są trwałe na zapas, wtedy gdy są w promocji. W ten sposób zwykle oszczędzamy na zakupach 10-30%.

Po trzecie, w chwilach gdy totalnie nie jestem zainteresowana gotowaniem albo nie mam pomysłu – znajduję coś do zjedzenia na już (wystarczy rozmrozić) lub mogę wybrać z listy potraw cokolwiek i nie męczyć się myśleniem. Dzięki temu mam większą pewność, że jednak zjem coś konkretnego a nie jakiś zapychacz, którego wcale nie chcę.

Dzisiaj nie mając zbyt wiele czasu na bieganie do sklepu naprawdę doceniam to, że mam pełny zamrażalnik a makaron kupiony w czasie pierwszej kwarantanny jeszcze leży, w ilości 2 sztuk. Mam pełne szuflady przekąsek. Im jest ich więcej tym mniej ma się na nie chęć. Bywa tak, że mój mąż trzyma 3 otwarte paczki chipsów. Po tygodniu zaczynam krzyczeć dlaczego to tak leży i się marnuje, zaraz będzie niejadalne. Odpowiada, że przez cały tydzień nie miał przecież ochoty. I co ja powiem, no ma chłopak rację.

Nie pamiętam już kiedy ostatnio chciałam zrobić deser albo upiec ciasto bo miałam na nie straszną chęć. Nie mam takiej potrzeby, szczególnie że nie miałby kto tego zjeść do końca.

Dzisiaj mam w domu mnóstwo jedzenia i uwielbiam to.

Ale jest coś, czego nie robię.

– Nie przygotowuję dużo jedzenia by nie czuć presji, że trzeba to zjeść by się nie zepsuło. Nawet jeśli byłoby to wygodne (3 dni gotowania z głowy) to nie byłoby smaczne i przyjemne

– Nie eksperymentuję. Już nie. Kiedyś gdy ciągle byłam na diecie wydawało mi się, że gotowanie to moja pasja, ale nie, to był tylko rezultat głodu. Dzisiaj mam ciekawsze rzeczy do robienia, już nie wymyślam przepisów. Dlaczego? Bo one często się nie udają i nikt poza mną ich nie zje. Więc sama będę musiała zjeść. To mało kusząca opcja

– Nie robię deserów, ciast, ciasteczek … zbyt często. Nie mam dla kogo, sama musiałabym zjeść więcej niż chce. Więc jeśli piekę to tylko to, co oboje z mężem bardzo lubimy albo coś, co jest bardzo małe i nie będę musiała potem dojadać bez końca.

Zwykle mała czekoladka lub batonik zaspokoi moją chęć na małe co nieco. Nie mam ochoty by jeść przez tydzień jedno wielkie ciasto. Jeśli nie mam się z kim tym ciastem podzielić, to wolę sobie kupić tyle ile zjem. Jedzenie ma być przyjemne!

Na zakończenie chcę ci powiedzieć jedną ważną rzecz. Nie bój się jedzenia! Otocz się nim. Zapewnij siebie, że nigdy ci go nie zabraknie. Tylko wtedy poczujesz się wystarczająco bezpiecznie by już nigdy nie najadać się na zapas.

Mam na imię Małgosia, jestem psychodietetykiem i promotorką nauki jedzenia opartego o intuicję, uważność i kompetencje żywieniowe. 

Konsultacje