Rodzice mnie niszczą i co teraz?
Tak ciężko jest wchodzić w dorosłość z pełną akceptacją siebie jeśli najbliższe osoby nie umiały nas bezwarunkowo kochać. Jak się lubić, szanować, jak walczyć o siebie kiedy własna matka nas tego nie nauczyła a wręcz wzbudzała w nas niechęć do siebie. Dlaczego rodzice nie potrafią akceptować swoich dzieci takimi jakie są? Rodzice mnie niszczą. Ile z was tak czuje?
Osoby, które miały nas chronić przed światem, pokazać jak walczyć o siebie, jak budować dobrą przyszłość zawiodły. Nie umiały dać nam dobrego przykładu. Tak wiele z nas dorasta z poczuciem, że jesteśmy niewystarczająco dobre by nasze własne rodziny nas w pełni kochały. Psychoterapeutka Kasia Miller mówi, że człowiek ma w życiu 2 problemy, mamę i tatę. Z tego wynika, że ja miałam tylko jeden, który się ciągnął za mną latami – mamę. Tata zmarł kiedy miałam 10 lat.
Późno uświadomiłam sobie, że z moim ciałem było wszystko w porządku. Pamiętam doskonale swoją wagę sprzed pierwszego odchudzania, była w normie. A jednak mówiono mi że jestem za gruba. I kiedy mocno schudłam ciągle słyszałam od mamy, że mam grube łydki. Nawet wtedy nie mogła mnie zaakceptować do końca. W końcu uświadomiłam sobie, że wszystko co w życiu robiłam było próbą zdobycia jej uznania i akceptacji.
Powoli wyzwalałam się spod jej negatywnego wpływu. Zauważyłam ile razy w życiu wycofałam się z walki o siebie, wyizolowałam ze społeczeństwa bo czułam się nic nie warta. Bo zawiodłam. I to były chwile, w których dziecko powinno móc się zwrócić do rodziny o pomoc. A ja nie mogłam, nie potrafiłam. Wiedziałam w jaki sposób mama odebrałaby moją porażkę – ze smutkiem, strachem, rozczarowaniem. Nigdy z otwartymi ramionami i pocieszeniem.
Powtarzano mi, że jestem niezgrabna, ciężka i chodzę jak słoń. Że inne dzieci są milsze, szybsze, sprytniejsze, ciekawsze, zdolniejsze, ładniejsze. Mocno wzięłam do siebie to że jestem tak strasznie niezgrabna. Nigdy nie nauczyłam się tańczyć. Kiedy inne dzieci podrygiwały ze swoimi ojcami i matkami ja siedziałam, bo niezgrabne dzieci nie tańczą. Ten wstyd przed tańcem pozostał mi do tej pory. W klubie gdzie jest ciemno mogę puścić wodzę fantazji i poddać się muzyce. Sam na sam z moim partnerem mogę się zapomnieć. Ale nie tańczę jeśli ktoś mógłby na mnie patrzeć. Choć bardzo bym chciała.
Już jako kilkulatka wiedziałam, że jestem duża, że moje stopy nie są takie jak innych dzieci i przez to nie mogę mieć ładnych butów. Pamiętam kiedy mama ostrzegała mnie, małe dziecko, przed jedzeniem kolacji, bo później będę miała do niej pretensje. Już wówczas przekonywała mnie, że moja grubość to tylko mój problem i moja wina, bo jem. I kiedy w przyszłości jako 13-14 latka zaczęłam rezygnować z jedzenia by w końcu pasować to też byłam sama.
Nikt nie przygotowywał mi dietetycznych posiłków, nie kupował warzyw i owoców. Musiałam sobie radzić sama. Jeśli rodzina jadła wychodziłam z domu albo kombinowałam jak ugotować sobie coś z tego co udało mi się znaleźć. Byłam piekielnie sama. I nie rozumiałam dlaczego mi to zrobiono, bo moja waga nie była problemem. Nie była ogromna, nie przeszkadzała mi w uprawianiu sportu ani nie powodowała chorób. Nie rozumiem do tej pory.
Ciągle nie potrafię rozmawiać z rodziną o bliskich mi sprawach. Jesteśmy w tych kwestiach obcymi ludźmi. Możemy rozmawiać na tematy, które nie są osobiste, trochę jak imieninowi znajomi. Moje wnętrze jest tylko dla mnie.
Zastanawiam się, co motywuje matki do podkopywania wiary w siebie u swoich dzieci. Ja głęboko wierzę, że nie robią tego specjalnie. Większość rodziców nakazuje dzieciom diety ponieważ ufają lekarzom i dietetykom, którzy przekonują ich że w ten sposób zapewniają im lepsze życie. A jeśli się z nich wyśmiewają to po prostu czują się bezsilni, zagubieni, nie potrafią inaczej. Ale wiem też, że często ta nagonka na dziecięce ciała bierze się z nieumiejętności zaakceptowania przez rodzica odmienności dziecka. Odmienność ta jest normalna, naturalna i dość częsta. Jednak w naszym społeczeństwie boimy się inności. Piętnujemy każde odchylenie od obrazu przyjętego jako normalny.
Rodzice i najbliżsi potrafią skutecznie zepsuć nam obraz samych siebie. Przerzucają na nas swoje kompleksy i zmagania z życiem. I potem my jako dorośli, jeśli nie możemy sobie pozwolić na terapię u psychologa musimy sobie z tym jakoś sami poradzić. Powtarzać sobie każdego dnia, że ich opinie o naszych ciałach nie mają związku z nami. Nie determinują naszej wartości. One nie odzwierciedlają tego, kim jesteśmy, naszego charakteru i naszych możliwości. To tylko opinie innych ludzi. Sama wyrosłam w wierze, że nic mi się nie należy. Że na miłość i akceptację muszę ciężko pracować, wręcz włazić ludziom w 4 litery. Z tego rodził się mój kompletny brak szacunku do mojego ciała i zero wiary w siebie.
Nasi rodzice nie są superbohaterami. Oni też zmagali się z życiem, kompleksami. W tym samym czasie musieli wychowywać dzieci. Nikt ich tego nie uczył, może nawet sami byli jeszcze dziećmi. Myślę, że my nigdy nie przestajemy być dziećmi. Kolekcjonujemy tylko doświadczenia i je przetwarzamy.
Ich rodziny pewnie też wypowiadały negatywne komentarze na temat ich ciał. Nasze matki są więc wytrenowane by myśleć, że najlepsze co dziewczynka ma do zaoferowania światu to jej figura i ładna buzia. I jeśli w jakiś sposób córka, wnuczka nie są takie ładne jak powinny to wyrabia się w nich poczucie, że nie są wystarczająco dobre by być ich kochanymi córkami i wnuczkami.
Opinia naszych matek, ojców, babek i dziadków na nasz temat to jest odzwierciedlenie ich własnych demonów i aspiracji. Jednak przez to jak oni nas widzą uważamy siebie za niewystarczające, problematyczne, wybrakowane. Ufamy im. Dostałam mnóstwo wiadomości od Was, mówiących o trudnych relacjach z matkami. Matki nie zdają sobie sprawy z tego jak bardzo ranią swoje dzieci.
Jedne naturalnie szczupłe, nie rozumieją, że ich dziecko może być naturalnie większe. Ograniczają mu jedzenie i obdarzają spojrzeniami i komentarzami pełnymi dezaprobaty. Inne matki, ciągle na diecie, stale niedokochane przez swoich bliskich, nieakceptujące siebie, same nienawidzące swoich ciał przerzucają swoje kompleksy na dzieci. Maluchy już jako kilkulatki są świadome konieczności przechodzenia na diety by mogły stać się wartościowe i zasługiwać na miłość. Są też rodzice, którym rodzi się dziecko większe niż zakłada norma i oni chcą dziecku pomóc, by miało dobre życie. Oni ufają systemowi, który ze wszystkich stron przekonuje ich, że powinni odmawiać dziecku jedzenia dla jego dobra. Krzywdzą je z niewiedzy i miłości.
Oczywiście problemy mogą być też całkiem inne niż wygląd. Rodzice nie zawsze potrafią kochać dziecko. Nie rozumieją, że dziecko wymaga szacunku. Typowe powiedzenie, że dzieci i ryby głosu nie mają zakłada że dziecka pod uwagę brać nie trzeba, nie warto słuchać go i respektować jego opinii. W wielu rodzinach pokutuje też taka zasada, że dziecko musi być idealne. O ile mały człowiek nie ma silnego charakteru i nie zbuntuje się przeciwko rodzicom to całkowicie się podda, bojąc się, że ci nie będą go kochali. Jest spacyfikowane i ciche, woli się nie narażać. Później w przyszłości mamy wiele żalu do rodziców, którzy nas nie szanowali, nie akceptowali, nie dawali bezwarunkowej miłości. I to się odbija na dorosłych relacjach z partnerami, znajomymi. Brak samoakceptacji prowadzi do tego, że nie ufamy we własne możliwości i własną wartość. Zawsze musimy czymś zasłużyć by nas kochano i szanowano. Ale to nigdy nie jest w naszych oczach wystarczające.
Nasi rodzice też musieli wierzyć, że ciało które pasuje do aktualnych trendów daje większe szanse na sukces i powodzenie w życiu. Podejrzewam, że w czasach naszych babek i matek ciśnienie na odpowiednią figurę też było silne. Chyba trudniej było się wtedy zbuntować albo znaleść grupę do której mogłyby przynależeć takie jakie były, z bezwarunkową akceptacją. Poza tym jeszcze nie tak dawno liczyło się by dobrze wyjść za mąż. Rozwój osobisty z jakim mamy dzisiaj do czynienia, świadomość siebie i swoich możliwości nie były popularne.
My jesteśmy pierwszym pokoleniem, które ma szansę przeciwstawić się systemowi, uwolnić ludzi by mogli być tym kim chcą. Jest ciężko, ale mamy większy zasięg i większą świadomość własnych możliwości niż którekolwiek pokolenie przed nami. Możemy głośno krzyczeć, że opinia innych nie odzwierciedla prawdy o nas.
Już samo uświadomienie sobie, że wcale nie jesteś tym co twoja rodzina o tobie myśli, że sama o sobie decydujesz jest krokiem naprzód. Zauważasz, że nie jesteś więźniem opinii. Że masz wolną wolę. Jeśli masz siłę, otrzepiesz kolana i powoli zaczniesz iść. Jeśli możesz sobie na to pozwolić spróbuj terapii. Szukanie pomocy nie jest oznaką słabości.
Na zakończenie pamiętaj, że nie musisz nikomu udowadniać, że jesteś kimś innym. Wystarczy, że ty o tym wiesz. Rodzice mają o nas pewną opinię, ale to ich opinia. Ona jest częścią ich samych. Nie próbuj jej zmieniać ani udowadniać, że jesteś lepsza niż myśleli. Tak naprawdę nie musisz być lepsza. Nie żyjesz po to, by spełniać czyjeś ambicje. Bezwarunkowej miłości nie dostaniesz dopóki siebie nie zaakceptujesz. Wiem, że to jest strasznie trudne. Szczególnie na samym początku kiedy czujesz że jesteś z tym tak piekielnie sama. Ale nauczysz się.
Zostaw komentarz