Szczupłe ciało ważniejsze niż zdrowa relacja z jedzeniem?
Szczupłe ciało ważniejsze niż zdrowa relacja z jedzeniem? Dlaczego się na to godzimy? Jak to się stało, że poprzednie pokolenie przyzwoliło na to, by szczupłe ciało stało się ważniejsze niż ogólne zdrowie i zdrowa relacja z jedzeniem. Piszę z perspektywy dzisiejszych 20-30-latków. Bo my w tym wyrośliśmy. Dostaję od was mnóstwo wiadomości w których piszecie mi straszne rzeczy. Rodzice was wyzywali, cieszyli się kiedy się głodziłyście. A co najdziwniejsze kazali się odchudzać bez ważnego powodu. Nie dla zdrowia. Przynajmniej do tej pory nie dostałam od was ani jednej historii z której wynikałoby że dieta była konieczna byście były w przyszłości zdrowe i szczęśliwe. Piszecie mi, że patrząc na stare zdjęcia nie rozumiecie dlaczego wam to zrobiono. Ja wiem, że presja była ogromna. Dzisiaj też jest.
Dlaczego Polacy tyją na potęgę i nowe pokolenie jest grubsze?
Może warto by się było przyjrzeć temu, że nie nauczono nas jak jeść i jak zbudować prawidłową relację z jedzeniem. Co jeść by było nam dobrze. To jest przerażające, że tak wiele z nas nie miało w życiu szansy na to by nauczyć się co to znaczy prawidłowe odżywianie, które sprzyjałoby dobremu samopoczuciu. Do tego jest coraz więcej chorób metabolicznych, zaburzeń hormonalnych których efektem ubocznym jest tycie. I wiecie brakuje mi tchu kiedy słyszę, że przez 20-30-40 lat życia nie miałyście czasu by w spokoju nauczyć się prawidłowo odżywiać, tak jak trzeba, jak podpowiada intuicja i biologiczna potrzeba. Nie dano wam szansy by zrozumieć swoje własne ciało. Nie pokazano dobrych wzorców.
Czytam na blogach zagranicznych i w waszych wiadomościach jak często próbowano was leczyć z zaburzeń odżywiania proponując inną dietę. Jak często psuto wasz progres bo zaczęto zwracać uwagę na przybieranie na wadze i robić aluzje, że to za dużo.
Przez ostatnie lata zauważyłam że mało komu zależy na tym, by człowiek miał dobrą relację z jedzeniem i poznał swoje ciało. Ignoruje się znaczenie intuicji. Wmawia się nam, że nie potrafimy sami określić czego nam potrzeba i że potrzebujemy wytycznych od specjalisty. Na siłę promuje się sztucznie rozpisane jadłospisy, liczenie kalorii nieadekwatne do potrzeb, kategoryzuje jedzenie jako dobre i złe, ciągle strasząc człowieka. Kiedyś to, co zjem danego dnia zależało od tego co rano pokazała waga. Wyobraź sobie moje rozgoryczenie kiedy na diecie 1000kcal z rana waga pokazała 1kg więcej (zatrzymanie wody, wiadomo!). Załamanie i jeszcze mniej jedzenia. Waga to narzędzie tortur.
Ile z was pod przykrywką zdrowia piło koktajle białkowe i jadło odtłuszczone serki ze słodzikiem na zmianę z gotowanym kurczakiem, bo schudnięcie to błogosławieństwo – dla ciała i psychiki. Dla ilu z was skończyło się to stanami depresyjnymi?
Ręka do góry, która dla zdrowia chodziła z bólem głowy na detoksie cukrowym, która piekła paskudne ciasta na słodziku lub zamieniała tradycyjny polski obiad na niskokaloryczne jedzenie w proszku. Albo ciemny chleb na zakwasie na cieniutkie leciuteńkie wafle ryżowe. Która odmówiła spotkania ze znajomymi czy wyjścia z partnerem by nie być kuszoną jedzeniem.
Odmawianie jedzenia symbolem dbania o siebie
Lubimy uwagę i komplementy jakie otrzymujemy kiedy chudniemy, nowe wystrzałowe ciuchy. To wszystko jest kuszące. Nic w tym dziwnego, tak nas nauczono. To wy mówicie mi, że rodzice chwalili was za niejedzenie, za diety – nawet te najbardziej niezdrowe i irracjonalne. Krzyczeli gdy próbowałyście jeść normalnie. To nie mieści się w głowie ale wszystko się wydarzyło i pewnie nadal będzie się dziać. Bo w powszechnej opinii nic nie smakuje lepiej niż szczupłe ciało. Nie ważne że się krzywdzisz, że twoje myśli skupiają się głównie wokół jedzenia i że układasz swój dzień wokół posiłków. To jest nowa normalność. Symbol dbania o siebie.
Uzależnienie od aktu jedzenia
Przyznać się, kto wydał sporo pieniędzy na drogie jedzenie z ograniczoną liczbą kalorii? Zamiast wybrać odżywczy, tańszy posiłek. Jedzenie bez kalorii jak np. makaron konjac Zero kcal, jaki to ma sens? Chyba tylko taki by uzależniać nas od samego aktu jedzenia, bo tym jedzeniu sytości nie ma. Słodycze bez cukru, nie poprawiają humoru, nie dodają energii, utrzymują jedynie przyzwyczajenie do słodkiego smaku. To nie jest działanie uczące ludzi zdrowej relacji z jedzeniem.
Całkowite odstawienie z dnia na dzień pokarmów do których jest się przyzwyczajonym przez lata też nie ma nic wspólnego z normalizacją jedzenia. To tworzy tęsknotę, z czasem obsesję. Jeśli ktoś od dłuższego czasu żyje od diety do diety jest tylko gorzej, z każdą kolejną próbą. Są takie momenty, że wydaje ci się że masz już wszystko pod kontrolą. Trzymasz się z daleka od słodyczy, fasfoodu, nie czujesz potrzeby jedzenia. I tak mija rok lub dwa aż przychodzi kryzys i całe staranie o dupę rozbić. Rzucasz się na wszystko i nie możesz przestać jeść. I już wiesz, że musisz się znów pozbierać i przejść na dietę. Ale czy to naprawdę o to w tym chodzi by żyć od diety do diety? To nie prawda, że te jedzenia uzależniają. Sami tworzymy sobie obsesje na ich punkcie. Kiedy przyjrzymy się temu z bliska i poświęcimy chwilę na poznanie co nam faktycznie smakuje okazuje się że coś innego niż myśleliśmy.
Nie jesteśmy klonami
Ważniejsze od tego by schudnąć i zrobić furorę jest to by w końcu nauczyć się jeść i wyrobić sobie przyjazne nawyki. To, że ciała mają prawo mieć różne kształty wiedziano już w starożytności o czym dzisiaj mówi ajurweda. Tylko wyparliśmy całkiem tę wiedzę zastępując ją krzywdzącym wzorem idealnej zdrowej sylwetki, takiej samej dla każdego. Każdy z nas ma jakiś indywidualny typ organizmu. Zrozumienie i zaakceptowanie swojego charakteru i predyspozycji pozwala znaleźć równowagę.
Głównym rezultatem diety jest wyuczony żal i tęsknota za pokarmami, których jeść się nie powinno. Często też ciągłe uczucie głodu. Wydawać by się mogło, że tymczasowa rezygnacja z pewnych produktów jest zdrowa bo przecież się chudnie. Wszystko się toczy wokół odchudzania. To wielkie zaniedbanie i pójście w złą stronę. Zdecydowanie bardziej sprawdza się zrozumienie co się tak naprawdę lubi, co służy a co nie. Wiele z pokarmów będących na liście “niezdrowe” nie będzie ci smakować jeśli tylko pozwolisz sobie na chwilę się zatrzymać i zweryfikować swoje upodobania. I mówię to, z własnego doświadczenia oraz z materiałów Jedzenia Intuicyjnego. Bo ja też kiedyś myślałam, że kocham lody, czekoladę, ciastka, sery, rumiane chleby, burgery z fastfoodów. Myślałam tak i tak też czułam. Aż do momentu kiedy pozwoliłam sobie to sprawdzić. Dzisiaj jest całkiem inaczej. Ale na dietach i po dietach lubiłam wszystko bardziej. Byle miało cukier i tłuszcz albo tłuszcz i sól. Deser? Byle był. Ważne że słodki.
To jest paranoja ale ogólnie przyjęta i akceptowalna. Logika podpowiada że powinno się zjeść wartościowy, pełen substancji odżywczych posiłek by mieć siłę i czuć się dobrze. Po co płacić krocie za bezwartościowe jedzenie. Ale w kwestii odchudzania jesteśmy mało logiczni. Jemy by mieć pełny żołądek. Najlepiej dużo i bez kalorii. A jeśli ktoś ma większy zapas tłuszczu wtedy uważamy że w ogóle nie musi jeść. Wiemy że na dłuższą metę dieta nie pomogła nikomu ale wierzymy że dieta numer 99 będzie tą ostatnią, po niej już wszystko będzie dobrze. Dlaczego nie korzystamy z doświadczenia, nie wyciągamy wniosków z przeszłości?
Czytaj również:
Chciałabym się z tym wszystkim zgodzić, ale żyjemy w świecie, w którym będąc grubym ma się mniejsze szanse np na awans i godne traktowanie, właściwe leczenie (bo uniwersalna radą lekarzy wszystkich specjalizacji jest: proszę schudnąć) To się powinno zmienić, ale potrwa jeszcze długo… Próbowałam jedzenia intuicyjnego, ale nie umiem zgodzić się na przybranie na wadze. Przy moim wzroście (185cm) większa waga niemal uniemożliwiała mi zakup spodni. I bardzo źle się czuję tyjąc. Nie mniej kibicuję dobrym zmianom