W rozmiarze S byłam wrakiem człowieka

Kultura diet podkreśla, że zmienianie swojego ciała jest normą. Mówi, że odchudzanie jest równoznaczne z uzyskaniem zdrowia. Zapewnia, że szczęście i zdrowie są równoważne z byciem chudym.
W wyniku tego wychodzimy poza to, co dała nam natura. Podważamy swoje naturalne predyspozycje próbując je uśpić. Ignorujemy uczucie głodu i sytości oraz apetyt, wprowadzając sztuczne plany żywieniowe.

Wmawia się nam, że jeśli nie będziemy podążać za rozpiskami i liczyć makro stracimy kontrolę nad jedzeniem i swoim ciałem.
Jednakże to właśnie dieta odbiera nam kontrolę. Naturalną odpowiedzią na wszelkie restrykcje żywieniowe jest objadanie się.
Obietnica kultury diet brzmi tak – otrzymasz szczęście, zdrowie i spełnienie marzeń jak schudniesz. To pusta obietnica.
Fantazja idealnie szczupłego ciała zbiera śmiertelne żniwa.
Nie ma życia po diecie bo dieta albo nigdy nie może się skończyć, albo wróci życie z przed diety.

W rozmiarze S byłam wrakiem człowieka

Zawsze miałam łamliwe paznokcie które dodatkowo piekielnie się rozdwajały. Tabletki na wzmocnienie nie pomagały.
Zawsze miałam problem ze skupieniem i szybkim przyswajaniem wiedzy. Strasznie długo się uczyłam. Wspomagacze koncentracji nie pomagały.
Miałam problemy z trawieniem i wysypkę, przeszłam na dietę eliminacyjną ekoprzyjazną. Zapłaciłam kupę kasy za jedzenie i suplementy.
W każdym sklepie znajdowałam ŁADNE I PASUJĄCE NA MNIE UBRANIA. Tak było przez długie lata.

I coś się zmieniło

Zauważyłam, że nie mam wysypki po nabiale, mam perfekcyjne trawienie, moje paznokcie są silne i nawet po tygodniowym maratonie zmywania naczyń bez rękawiczek nic im się nie dzieje. Zauważyłam jak mój mózg potrafi się zrelaksować i skupić na problemie, potrafi szybko analizować i zapamiętywać dane. Zauważyłam, że potrafię się śmiać i wygłupiać nie dbając o to czy mam wciągnięty brzuch. Ostatni raz tak miałam w szkole podstawowej. Wiedz, że ja przez większość czasu miałam zdrową zbilansowaną dietę, przez lata notowałam co jadłam i pilnowałam żeby wszystko się zgadzało. Epizody mniej zdrowego podejścia były krótkie, ale były. Chęć chudości jest silniejsza niż rozum.
Możesz z łatwością zgadnąć jaki jest skutek uboczny poprawy mojego stanu zdrowia. TRUDNO MI KUPIĆ ŁADNE I PASUJĄCE NA MNIE UBRANIA.

Miałam dość

Nie patrzę wstecz. Miałam serdecznie dość liczenia kalorii i śledzenia czy spaliłam wystarczająco kalorii podczas ćwiczeń.
To jednak czego najbardziej miałam dość to łączenie rozmiaru moich spodni z poczuciem mojej własnej wartości. Nie mogłam pozwolić by moje życie dłużej toczyło się wokół obwodu w biodrach i braku albo obecności tłuszczu na brzuchu.
Znalazłam publikacje na temat ruchu “Zdrowie w każdym rozmiarze”. Upewniłam się, że nie zwariowałam myśląc, że jestem zdrowsza niż kiedykolwiek chociaż znikła mi talia.
To był moment zmieniający życie. Jedzenie powoli przestawało mną rządzić. Przestałam obsesyjnie kontrolować ilość i jakość tego, co trafia na mój talerz.
Paradoksalnie zamiast rzucić się na jedzenie zaczęłam jeść mniejsze porcje bo mój żołądek się czuł lepiej.

Fatfobia

Nie była to prosta droga i nie jest bo ja ciągle czuję się dopiero na początku. Ilekroć widziałam znajomą która schudła i dumnie prezentowała swój nowy rozmiar czułam chęć zrobienia tego od nowa. Instagram Facebook i te niezliczone metamorfozy i ilość hejtu skierowanego w kierunku tłuszczu, fałdek, cellulitu, to wszystko przywoływało poczucie że może jednak coś, chociaż trochę. Wiesz, przechadzając się w poszukiwaniu najzwyklejszych dżinsów i niemożność znalezienia rozmiaru przygnębia. Patrzę nieraz i widzę wszystkie rozmiary tak małe że nawet moja 12 letnia siostrzenica nie chciałaby tego nosić. I wtedy przypominam sobie, że to nie ja zwariowałam. To producenci są uparci i nie akceptują faktu iż połowa klientek nigdy nie zmieści się w to co oferują.

Według kultury diet samopoczucie się nie liczy

Zauważyłam na Instagramie komentarze potwierdzające nieustający hejt w stosunku do braku chudości. Sianie nienawiści do tłuszczu, promocję bycia na diecie do końca życia.
I wiesz mi, zrobiło mi się strasznie źle. Bo, żeby być tam gdzie kultura diet chce bym była, musiałabym na nowo stracić wszystko co z takim trudem odbudowałam. Radość, neutralny stosunek do jedzenia, świetne trawienie, energię, umiejętność skupienia, dystans do siebie. Musiałabym porzucić wszystko by się pozbyć szerokich bioder i fałdy na brzuchu, które przeszkadzają mi jedynie w robieniu zakupów w Mohito i sklepach gdzie 40 jest największym rozmiarem. Musiałabym porzucić zdrowie, umiejętność czytania sygnałów głodu i sytości, umięjętności odczytania apetytu. Wszystko w imię ideału, który nie ma większego sensu.

Ciałopozytywność jest trudna

Czasami trzeba zaakceptować że nie jest się idealną, w pewnych momentach nawet jest się brzydką. Ale to nie umniejsza wartości jako człowieka.
Na pewnym blogu przeczytałam dość smutne wyznanie. Pewna pani z nadzieją na spokój wewnętrzny, jako eksperyment zrzuciła sztuczne rzęsy, hybrydy i na chwilę poczuła się dobrze bo wierzyła, że coś się zmieni. Ale dość szybko zauważyła że paznokcie bez wzmocnienia się łamią, zniszczone rzęsy nie odrastają a chwila wakacyjnego odpuszczenia ciśnieniu bycia idealną zostawiło pamiątkę w postaci 5 kilogramów na plusie. Pani nadal wygląda jak modelka ale czuje się źle.
Zaakceptować, że nie jesteśmy takie jakbyśmy sobie wymarzyły jest cholernie ciężko. I jeśli dopiero zaczynamy wystarczy moment, jeden triger żeby się załamać.

Obsesja ciała

Przeczytałam na Instagramie, że odchudzanie możemy nazwać sukcesem jeśli efekt utrzymuje się 6 miesięcy. I ja naiwna skomentowałam, przytaczając fakt, że prawie nikt nie utrzymuje rezultatów w 5 lat po odchudzaniu.
W poście była grafika pokazująca bardzo grubą panią ważącą 70kg (nie ma jej tutaj).
To była prawdopodobnie tylko poglądowa grafika ale czy na pewno, bo ja myślę że kultura diet wykrzywiła pojęcie normalnej sylwetki.
Widząc 70kg panią która jest tak nieszczęśliwa bo jest wielka, a pod spodem widząc odpowiedzi na mój komentarz, że trzeba być na diecie całe życie i zawsze dużo się ruszać by nie musieć się okłamywać w 100kg ciele że jest dobrze – serce mi staje.
Patrze i widzę tylko jedno. Agresję. I czuję tylko jedno. Nienawiść idącą w stronę każdej niechudej sylwetki.
A co jeśli nie chcę do końca życia liczyć kalorii i ćwiczyć jak szalona?
Musimy zaakceptować drwiny, nienawiść, dawać się wpędzać w zaburzenia odżywiania w imię satysfakcji wąskiej grupy ludzi? Czy może damy radę zmienić system, który jest niezdrowy.

Musisz to poczuć na swojej skórze

Tylko człowiek który przeszedł drogę odchudzania bądź zaburzeń odżywiania może zrozumieć jak zdradliwe może być odchudzanie i jak ważna jest relacja z jedzeniem.
Naprawa relacji z jedzeniem daje zdolność wybrania zdrowego posiłku z miejsca które rządzi się wolnością a nie strachem.
Zdrowy styl życia nie zawsze prowadzi do utraty wagi a przytycie nie zawsze jest niezdrowe. Schudnięcie nie jest naszym życiowym zadaniem.

Mam na imię Małgosia, jestem psychodietetykiem i promotorką nauki jedzenia opartego o intuicję, uważność i kompetencje żywieniowe. 

Konsultacje